Przeczytałem interesujący "spór" w dyskusji "Ochrona rzek przed kłusolami" i wypada napisać Bójcie się Boga, Koledzy ...
Największym problemem wydaje mi się to, że ważniejsze jest KTO coś pisze, a nie to CO na prawde pisze ... bno foum służy przecież pisaniu, dyskutowaniu, a internet jest narżedziem komunikowania się ludzi i narzedziem wymiany mysli, zdobywania wiedzy i informacji ...
Muszę napisać, że to, co próbuje przekazać Krzysztof Dmyszewicz ma bardzo duży sens i zupełnie nie rozumiem całego wysiłku wkładanego w dyskredytowanie tegoż ...
Jeden z Kolegów napisał o tym, jaki to "elektorat" jest w PZW, dając trafny przykład wniosków do ZO, a co ważniejsze - reakcji ZO na te wnioski z zebrań w kołach ... Nikt rozsądny nie zamierza zaprzeczać temu, że "elektorat" jest jaki jest ... Problem w tym, że nikt nie próbuje go zmieniać ... a bez zmieniania, aktywnego zmieniania tego "elektoratu" nic się nie zmieni ...
Wysiłek w postaci społecznych działań członków stowarzyszenia, z gruntu gorzein najwyższego uznania i szacunku, pójdzie "na marne" jeśli nie zostanie wykorzystany do takiego "zmieniania elektoratu" oraz od tego, żeby uzyskiwać coraz większy wpływ na podejmowanie decyzji, oraz na bezpośredni udział w podejmowaniu decyzji ... A któż ma te zmiany wprowadzać jeśli nie ci, którzy rozumieją o co chodzi, a przynajmniej sa w stanie zrozumieć, którzy dysponują wiedzą i zdolnościami do przywództwa w swoich środowiskach ... Nie wystarczy "napracować się", warto mieć w planach "przejęcie władzy", bo dopiero to umożliwia realny wpływ na bieg rzeczy ...
Kwestie ponoszenia większych kosztów uczestniczenia w wędkarstwie tez nie są bezpodstawnie poruszane przez Krzysztofa, bo one mają miejsce tam, gdzie umiejętności organizacyjne są bardziej skonkretyzowane niż u nas, gdzie wszystko funkcjonuje na poziomie wręcz najbardziej możliwej ogólności ... Ustawowy i statutowy zapis o "pracy społecznej członków" jest tak niekonkretny, że aż głowa boli. Nie wiadomo kto do czego jest zobowiązany, jakie mają byc mierniki udziałów itp. Dla przykładu, analogiczne rozwiązania funkcjonują (rzeczywiście funkcjonują) w wędkarskich związkach np. w Czechach i w Słowacji. Od każdego oczekuje się przepracowania minimum 10 godzin w roku w ramach działalności w związku wedkarskim, według umiejętności i zdolności. Są rózne przace do wykonania i około 1/3 wędkarzy je wykonuje. Natomiast ci, którzy nie spełnią tego konkretnego wymogu, wpłacają po prostu drugą składkę roczną. Te pieniądze sa przeznaczane na działanośc, właśnie na utrzymanie strazników, sprzęt do gospodarowania w łowiskach itp.itd. "Drugie składki" wpłacane przez 2/3 członków stanowią istotny fundusz, który umożliwia wykonanie przez aktywną 1/3 (w ty tych, których np. nie stać i wolą nieco czasu przeznaczyć na działanie niż wpłacać pieniądze) potrzebnych działań, oraz na ewentualne zatrudnienie ludzi czy wynajęcie sprzętu.
Z drugiej strony, za zorganizowanie tej pracy społecznej są odpowiedzialni powołani do zarządów, którzy zarzadzają zespołem członków w kole, okręgu itp. Jeśli nie potrafią zorganizować tej pracy, to niejako "zmuszają" członków do wpłacania "ekwiwalentu" w związku z niewykonaniem pracy i ... tacy nieudacznicy szybko żegnają się ze stanowiskiem w zarządzaniu, są zastępowani przez takich, którzy coś zorganizowac potrafią ... Rozsądmni ludzie, a takich jest bardzo wielu, nie pozwalają też na to, żeby ich praca była "byleczym" i bya marnowaniem ich wysiłku ...
To też "postkomunistyczne środowisko", a jakże inne ... Wart przy tym zauważyć o ile odmiennym partnerem dla innych podmiotów - samorządów, administracji, firm, sa ludzie, którzy dbaja o swoje, niż ci, którzy raczej oczekują od innych ...
Warto zastanowić się nad kilkoma zagadnieniami, nad realnymi zmianami wartymi wprowadzania, bez uprzedzania się do kogokolwiek.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski