Przynęty na pstrąga

Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie
  • Strona:
  • 1
  • 2
  • 3

TEMAT: Problemy szczerej intergacji wędkarzy

Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 01:54 #8523

  • dmychu
  • dmychu Avatar
Szanowne Koleżanki i Koledzy!

Proponuję zrobić sobie kawę lub herbatkę i spokojnie zasiąść do przeczytania tego przydługiego wywodu.

A więc zaczynamy....

Świadomość własnych słabości jest pierwszym krokiem do wzmocnienia. Uciekanie od tego jest podobne do odkładania wizyty u stomatologa na później. Zamiatanie różnic międzyludzkich pod dywan i głoszenie wbrew faktom, że jako środowisko i lobby "jesteśmy jedno" jest moim zdaniem bardzo szkodliwe. Nie jesteśmy jedno i nigdy nie byliśmy. Wskazują na to liczne dyskusje, które odzwierciedlają jakiś głębszy konflikt pierwotny wynikający z różnic światopoglądowych. Czym więc w naszym środowisku wędkarskim się między sobą różnimy?

Czytając dyskusje na wędkarskich forach internetowych odnoszę wrażanie, że stanowimy bardzo zróżnicowane środowisko. Prawie wszyscy zgadzają się co do tego, że wody powinny być czyste i rybne. Natomiast ilość koncepcji i dróg prowadzących do tego celu jest już bardzo wiele. Nieporozumienia występują na różnym poziomie uogólnienia. Jednak te odmienności można sklasyfikować na ważniejsze i mniej ważne.

Najważniejszym kryterium podziału naszego środowiska są poglądy polityczne. Poglądy na temat wędkarstwa są przeważnie pewnym niewielkim wycinkiem szerszego kontekstu osobistych poglądów politycznych, które chcąc nie chcąc posiada niemal każdy człowiek. Sam fakt, że ktoś chce by coś było zorganizowane tak lub inaczej, jest już zwykle takim poglądem. Jak zauważyłem, stale rozbijamy sobie o to głowy i za bardzo nie wiemy dlaczego. Pora wyjaśnić sobie szczerze czym się różnimy, bez żadnych poprawności politycznych czy lęku przed brakiem akceptacji. Szczerość jest najważniejszym punktem wyjścia do podjęcia jakiejkolwiek współpracy. Przy czym nie należy spodziewać się idealnej jednorodności. Dążenie za wszelką cenę do jedności stuprocentowej może oznaczać albo przeciętność grupy albo liczne rozdźwięki. Jak wiadomo długi budynek bez dylatacji pęka w wyniku nierównomiernego osiadania fundamentów. Pewne luzy trzeba więc zaakceptować. Warto spokojniej przyjmować do świadomości pewne różnice i zdać sobie sprawę z tego, że w pewnych rzeczach będziemy się różnić zawsze. Jednak ustalając wspólne priorytety można działać razem tylko w tych zakresach funkcjonowania, w których jest szczera zgoda co do przyjętych rozwiązań. Jak na razie zalecamy sobie wzajemnie aby nie mówić o polityce, bo Fors jest forum wędkarskim, a takie bezsensowne uciszanie tak naprawdę do niczego dobrego nie prowadzi. Podziały między wędkarzami w odniesieniu do funkcjonowania łowisk, są tak samo głębokie jak podziały polityczne w naszym społeczeństwie we wszystkich innych dziedzinach życia.

Do najważniejszych rozdźwięków dochodzi między nami gdy mówimy o sposobie funkcjonowania łowisk. Prawie wszystkim zależy na rybnych i czystych wodach. A więc praktycznie rzecz biorąc, jest jeden główny cel, jeden szczyt na który niemal wszyscy wędkarze chcieliby się wspiąć. Tymczasem okazuje się, że dróg do celu jest wiele. Jeżeli u podnóża góry nie ustali się wspólnie jakim szlakiem idziemy i w jakim tempie, w trakcie wycieczki może się okazać i zwykle się okazuje, że występują napięcia co do wyboru szlaku. Problem w tym, że za mało ze sobą prowadzimy szczerych i konkretnych rozmów. Jeden nosi w swym sercu, że chce na górę wejść szlakiem niebieskim, drugi zaś, że szlakiem zielonym. Każdy z nich zapewnia drugiemu, że celem jest wejście na górę, ale prawie nikt nie zdradza jakim pragnie iść szlakiem. Nadchodzi dzień wycieczki i jedni zaczynają wszczynać awantury, zaś inni idą pokornie wyznaczoną trasą, ale nie mówią na głos nigdy tego, czego tak naprawdę pragną. W sumie w ten sposób nie da się wejść na żadną górę, szczególnie wysoką, gdzie praca zespołowa i rozbijanie obozów w etapach pośrednich jest niezwykle istotne. Źródłem tych problemów jest brak szczerej rozmowy przed rozpoczęciem wycieczki. I powiem szczerze, że lepiej by było dla nas wszystkich jakbyśmy podzielili się na grupy pragnące iść od początku albo szlakiem żółtym, albo zielonym, niebieskim, czerwonym a dla ryzykantów nawet czarnym. Bez tego co chwila ktoś zaginie na szlaku, wycofa się w trakcie marszu lub nie będzie pełnowartościowym kompanem bo w sercu tak naprawdę mu ta wycieczka nie będzie odpowiadać.

Jak mają zatem funkcjonować łowiska? Wielu ma na tak postawione pytanie swoją własną odpowiedź. Jednak jak często informujemy siebie nawzajem jakie są nasze wizje na ten temat? Ustalenie drogi jest niezmiernie ważne, podobnie jak biznesplan, trasa samochodowa, harmonogram zajęć na kursie. Tylko wtedy panuje porządek i ludzie działają w zaufaniu, że każdemu przyświeca nie tylko ten sam cel, ale również ta sama droga do celu.

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy grupę 40 wędkarzy, którzy razem postanowili coś zrobić dla swojego ulubionego łowiska. Każdy z nich jest przeciwnikiem MEW, regulacji, zanieczyszczania wody i śmiecenia nad brzegami. Chłopaki idą nawet razem w teren zarybiać, sprzątać brzegi, piszą wspólnie jakieś pisma interwencyjne. Jednak poza tym prawie nic o sobie nie wiedzą. Układanie się z grupą następuje dopiero w trakcie i w kontekście poszukiwania bycia akceptowanym. A gdzieś tam na dnie serca:
- 3 z nich chciałoby łowiska nokill na całej rzece;
- 4 z nich chciałoby ryby brać, ale z uwagi na bycie trendy mówią że są za nokill, choć tak naprawdę później będą jeździć na inne wody;
- 10 z nich chce odcinka specjalnego z odpowiednimi opłatami za łowienie;
- 9 z nich pragnie łowiska klubowego z ograniczonym dostępem z dużym udziałem pracy społecznej;
- 12 z nich nie chce żadnych zmian, są zwolennikami porozumień i lubią od czasu do czasu posprzątać brzegi rzek;
- 2 z nich chce przede wszystkim renaturyzować uważając, że organizacja łowiska to nie ich sprawa.
- 10 z nich chciałoby łowiska patronackiego i utworzenia specjalnie na tą okoliczność nowego koła PZW aby w imieniu okręgu zarządzać łowiskiem ( żeby było śmieszniej 5 z nich za nokill, a 5 za kill);
Co więcej, spośród grona 10 tych, którzy chcieliby odcinek specjalny, jedni chcą go w 2009 roku, zaś inni w 2015, dopiero po wykonaniu renaturyzacji. Pierwsi zaś uważają, że obie rzeczy można ciągnąć równocześnie z podziałem na dwa podzespoły. Każdy coś tam marzy, ale większość boi się otworzyć swoją gębę, bo a nóż będzie podpadziocha wobec innych. W końcu powstaje ktoś, kto nie ma ochoty milczeć i zgarnia całą stawkę, zamawia więc dla siebie i dla wszystkich innych pierogi i nie jest już ważne komu one smakują wybornie, a komu tylko tak sobie. Każdy młuci to co podano do stołu – taka jest cena milczenia, bo świat modelują ci, co mówią na głos czego chcą. Każdy kto milczy, prawie na pewno dostanie to co zamówił ktoś inny. Ten ów jest szczęśliwy, że zjada swoje ulubione pierogi, ale czy pozostali jedzą w tej chwili to czego najbardziej pragnęli? Trudno powiedzieć, bo nie odzywają się za bardzo.

Co z tego może wyniknąć? Otóż może być tak, że małe grono najgłośniejszych zakrzyczy wszystkich innych swoimi wizjami, tak że wszyscy inni dla świętego spokoju się na to zgodzą, ale w sumie ich zadowolenie będzie przeciętne. Małe zadowolenie z rozwoju sytuacji może z kolei przełożyć się na coraz mniejsze zaangażowanie we wspólne przedsięwzięcia. Może też być tak, że dojdzie do ostrych tarć między różnymi grupkami o odmiennych wizjach na temat łowiska, co będzie paraliżować jakiekolwiek wspólne kroki na długi czas. Trzecia możliwość jest najbardziej prawdopodobna, że koledzy zauważając, że temat organizacji łowiska wywołuje spore emocje w środowisku, będą uciekać podświadomie do działań niekonfliktowych, czyli ochrona rzeki przed meliorantami, mewkami czy sprzątanie śmieci.

Tych problemów możnaby całkowicie uniknąć, gdyby każdy szczerze powiedział od początku do końca na czym tak naprawdę mu zależy w odniesieniu do łowiska. Lepiej bowiem iść w grupkach po 10 – 15 osób jasno określoną drogą niż smętnie popierdywać w grupach kilkudziesięcioosobowych bez jasno określonych sposobów działania. W Polsce jest cała masa łowisk bez gospodarza, bez swoich obrońców przed niszczycielami przyrody. Towarzystwa mają ogromny, bo najczęściej zlewniowy charakter działania. I jako takie, mogą być dobrą platformą do szerszej współpracy proekologicznej w określonym dorzeczu. Jednak czy istnieje szansa by wziąć odpowiedzialność za całe dorzecze jako łowisko na nowych zasadach? Spoglądając na wielkość łowisk z gospodarzem w naszym kraju, są to najczęściej fragmenty dorzecza takie jak odcinki Raby, Łupawy, Sanu, Wisły, Czarnej Przemszy czy Pasłęki. Wydaje się zatem mało realne aby jakiekolwiek Towarzystwo czy grupa wędkarzy wzięła pod swoje skrzydła łowisko do kompleksowego prowadzenia o wielkości dorzecza. Raczej można sobie to wyobrazić tak, że dorzecze będzie chronione przed niszczycielami przyrody, zaś bardziej pilnowane łowisko na specalnych zasadach dotyczyć będzie mniejszego fragmentu zlweni. Wynika to w dużej mierze z możliwości ograniczonych zasobów ludzkich, które raczej nie są w stanie utworzyć dobrze pilnowanego łowiska o wielkości całego dorzecza. Jest to po prostu mało realne do wykonania w praktyce.

Urządzanie dobrych łowisk dotyczyć powinno więc fragmentów dorzeczy. Mierzmy siły na zamiary. Jednakże, jak to hipotetycznie wykazałem powyżej, istnieją różnice w sposobie dojścia do celu, jakim są czyste i rybne wody. Czy powinien obowiązywać jednakowy system na całym dorzeczu? Moja odpowiedź brzmi kategorycznie nie. Dlaczego? Ano dlatego, że w tak dużym zróżnicowaniu światopoglądowym nie uda się utworzyć jednakowych warunków tak, aby wszyscy byli zadowoleni. Bezpańskich wód we władaniu PZW jest cała masa, więc przejmowanie odpowiedzialności za pewne odcinki rzek różnymi sposobami byłoby lepsze niż aktualnie wszechobecny marazm. Warto się zatem podzielić na mniejsze grupki zgodne co do sposobu osiągania omawianego celu – czyli rybnych wód. Szczyt będzie zdobywany znacznie częściej jak dochodzić do niego będą mniejsze ale zgrane grupki to szlakiem niebieskim, to żółtym, albo zielonym. Ale zdobywanie wysokiej góry będzie odbywać się sprawnie i zgodnie, ponieważ ci którzy zdecydują się iść razem szlakiem niebieskim będą pewni siebie nawzajem, że pragną iść tą właśnie drogą.

Co to oznacza w praktyce? W praktyce oznacza to tyle, że jak jacyś wędkarze zbiorą się w grupkę aby zorganizować łowisko patronackie nokill w porozumieniu z okręgiem PZW, będą szli razem ramię w ramię do celu który przyświeca nam wszystkim – to jest rybne wody, ale drogą która im odpowiada – łowisko patronackie nokill. Druga grupa wędkarzy weźmie w opiekę inny odcinek rzeki, aby utworzyć tam łowisko z możliwością zabierania ryb, ale z rocznymi limitami na poszczególne gatunki rocznie i z podwyższonymi wymiarami ochronnymi – również w formie łowiska patronackiego. Trzecia grupa zbierze się po to, aby wspólnie podejść do konkursu i przejąć rzekę bez współpracy z PZW. Jaki będzie tego efekt? Będziemy mieli trzy odcinki zadbanej rzeki dla wędkarzy o różnych wizjach i różnych preferencjach organizacji łowisk. Trzy zadbane łowiska, każde jednak na swój sposób. Szczyt wysokiej góry, cel oznaczający rybne łowiska zostanie zdobyty trzykrotnie przez trzy różne zespoły o odmiennych wizjach dojścia do tego celu. Co więcej – w jednym dorzeczu te trzy nie pasujące do siebie w organizacji łowisk grupy mogą należeć do jednego towarzystwa, aby mieć platformę do współpracy i pomagania sobie wzajemnie w przypadku zakusów meliorantów na zniszczenie środowiska naturalnego doliny rzecznej. Jest to naprawdę złota myśl. Działać razem tam, gdzie jest pełna zgoda co do sposobu osiągania celów, ale tam gdzie występują różnice nie tracić energii na przepychanki, tylko utworzyć mniejsze zespoły. Jako że większość wędkarzy bezapelacyjnie sprzeciwia się niszczeniu rzek, można pominąć grupę, której jest to obojętne jako nieważną. I ta chęć ochrony dorzeczy jest czymś wyższym gdzie spotyka się zwolennik Korwina – Mikke ze zwolennikiem Kwaśniewskiego i są razem i działają razem i mogą na siebie liczyć. A w przypadku organizacji łowisk, te dwie grupy mogą osiągać ten sam cel rybnych łowisk różnymi drogami, działając w mniejszych, ale zgodnych grupach. Wówczas również różne łowiska funkcjonujące na różnych zasadach będą pewnym wyborem dla wędkarzy, którzy na łowisku będą gośćmi. I jedni wybiorą takie, drudzy inne łowiska. W jednym dorzeczu różnymi odcinkami tej samej rzeki, czyli różnymi łowiskami mogą opiekować się grupy o zupełnie odmiennych poglądach na te sprawy. Ważne, żeby było jak najmniej bezpańskich łowisk. A to że tu będzie kill, a tam nokill, że tam będzie ekwiwalent praca społeczna lub wyższa opłata, że tam będzie wymiar widełkowy a tu tylko podwyższony – to nie jest tak bardzo ważne. Ważne, że różni ludzie z zapałem będą realizować swoje wizje w sposób który im do końca odpowiada.

Jeżeli nie podzielimy się na takie małe grupki o podobnych poglądach na temat sposobu funkcjonowania łowisk, wówczas będzie to przypominało chaotyczny bieg tłumu w niewiadomym kierunku. W chaosie nie da się zdobywać wysokich szczytów. W takiej sytuacji drużyna predysponowana do marszu czerwonym szlakiem będzie się wzajemnie blokować z drużyną predysponowaną do marszu szlakiem niebieskim. Efekt tego będzie taki, że za 10 lat nadal wszyscy zgodnie będą zbierać śmieci nad rzeką i spotykać się na zawodach by zebrać kasę na dodatkowe zarybienia, ale ani jedni ani drudzy nie odważą się zorganizować łowiska aby nie doprowadzać do oczywistych rozdźwięków. W życiu trzeba zatem wiedzieć kiedy działać w skali ogólnoeuropejskiej, w jakich sprawach budować jedność w skali kraju, w jakich w skali dorzecza, a w jakich w skali łowiska. Kto nie potrafi dostrzec szansy współpracy na różnych poziomach uogólnienia, ten stale patrzy na mapę w tej samej skali. Nigdy nie wie jakie jest otoczenie na mapie ogólnej i nigdy nie potrafi dostrzec szczegółów widocznych z bliska. Trzeba z różnicami umieć żyć, przyjąć do wiadomości, że o ile w sprawie zabudowy rzek będziemy przeciwko temu niemal wszyscy, o tyle w sprawie łowiska patronackiego będą już tarcia. To jeszcze nie powód do tego, by różnice w skali mikro burzyły jedność w skali makro. W innym wypadku nigdy nie wygramy z lobby hydroenergeytcznym oraz meliorantów. Powtarzam – nigdy!

Zatem jeżeli się zdarzy, że jakaś grupka wędkarzy strasznie wkurzy twoją paczkę kumpli, bo zorganizuje na odcinku rzeki łowisko na zasadach sprzecznych z waszymi wizjami, spokojnie. Nie wolno stracić wtedy celu z oczu, że w sprawie sprzeciwu wobec regulacji rzek jesteśmy razem. Niezależnie od tego, czy jedni wędkarze zorganizują sobie OS-a a drudzy tuż obok łowisko patronackie. Pojawia się MEW-iarz i wtedy wszystkie koty za płoty, jeden za wszystkich – wszyscy za jednego. I choć bardzo różnimy się w poglądach na ogranizację łowisk, są rzeczy w zupełnie innej skali gdzie jedność jest oczywista.

I teraz rzecz najważniejsza. Szczere i autentyczne różnice w mokroskali nie mogą niszczyć jedności w większej skali. I w drugą stronę działa to podobnie. Jedność w sprawach ogólnych nie może wytwarzać sztucznej zgody w mikroskali opartej na zakłamaniu i byciu nieszczerym wobec wszystkich dla świętego spokoju. Trzeba w życiu iść drogą, którą pragnie się iść. Jeżeli pragniesz zwiedzić Góry Stołowe, nie kłam, że chcesz z kolegami jechać w Karkonosze, bo będziesz się z tym dusił i nie nabierzesz szacunku do swojej osoby. To samo w wędkarstwie. Jesteś przeciwnikiem nokill? Nie kłam, że jesteś zwolennikiem tylko dlatego, że ktoś cię skrytykuje, lub tak jest modnie. Jesteś zwolennikiem nokill? Nie kłam szwagra który uwielbia ryby, że chciałbyś coś przywieźć ale ci nie brało, podczas gdy wypuściłeś kilka ładnych ryb. Bądź autentyczny i angażuj się tylko w to, co jest twoim prawdziwym wewnętrznym głosem. Chcesz porozumień międzyokręgowych bo nie srasz pieniędzmi a lubisz ostatnie grosze przeznaczyć na podróże po różnych łowiskach? Nie wstydź się przyznać, że chcesz porozumień, walcz o to co tobie pasuje a nie o to co jest poprawne na tym czy innym forum. Jednym słowem nie bądźmy zakłamani. Wolę otwartego mięsiarza który nie kłamie, niż wirtualnego nokillowca który ukratkiem zabiera większość ryb. Bardziej cenię szczerego zwolennika porozumień międzyokręgowych niż zakłamanego zwolennika OS-a, który flaki sobie pruje i żonie kasy skąpi, aby tylko pojawić się w wytwornym towarzystwie w czerwcu nad Sanem, choć go na to tak naprawdę nie stać i go to wkurza, będzie cmokał i szpanował, że to nie jest drogo bo gdzieś tam na świecie jest przecież drożej. Przestańmy kłamać i oszukiwać się wzajemnie. Bądźmy sobą.

Tylko szczerość jest gwarancją udanych wspólnych przedsięwzięć i wiary ludzi, którzy zaangażowali się we wspólną drogę na podstawie szczerej rozmowy co do swoich wizji. Są ponadto jeszcze różne aspekty i skale działania. Czasami można iść w dużej grupie po głównej alei, ale drobnymi uliczkami poruszać się w mniejszych grupkach z ludźmi z podobnej gliny.

Obecnie ludzie wyznaczający sobie wspólne cele często wzajemnie się baltują. Zapominają, że równie ważna jak cel jest sama droga i koncepcja co do sposobu osiągania celu. Lepiej więc aby trzy drużyny zdobyły ten sam cel idąc trzema różnymi szlakami w zgodzie i zaufaniu. Będąc razem w dużej grupie można działać tylko nieszczerze albo wyłącznie na wyższym poziomie uogólnienia np. ochrona doliny rzecznej. W takiej atmosferze stale ucieka się przed zdobyciem tej góry o której każdy z nas marzy. Cel jakim są czyste i rybne wody. Podświadoma myśl o tym, że jest zbyt wiele różnych koncepcji co do sposobu zdobycia tej góry powoduje, że mało kto odważy się na taki chaotyczny marsz.

Towarzystwa jak na razie pokazały mniej wiecej skalę w jakej chcą działać, choć to oczywiście może się zmienić – kwestia jest oczywiście ciągle otwarta na tyle, na ile otwarte są umysły członków towarzystw. Na razie jest to głównie ochrona całych dorzeczy jako dużych i złożonych ekosystemów, zarówno dolin rzecznych jak i życia które w nich występuje. Wspierajmy zatem poszczególne towarzystwa, by nie zginęły całe dorzecza. Kto nie może się dogadać, jak na przykład taki typek jak ja, niech chociaż przeleje czasem coś na zarybienia jeśli chce pomóc. Ale organizujmy się również w mniejszych grupach by zorganizować zadbane łowiska na części tych dorzeczy. Duże grupy nie są w stanie iść jednym szlakiem jednocześnie w pełnej zgodzie i szczerości. Takie zbiegi okoliczności po prostu się w przyrodzie nie zdarzają. Można to osiągnąć tylko w atmosferze zakłamania, podobnie jak za komuny, gdzie prawie wszyscy kochali partię. Ale tak naprawdę nawet wysoko postawieni kacykowie kładli czasami na partię lachę, tylko tym się publicznie nie chwalili. Teraz mamy takie czasy, że możemy być szczerzy i proponuję z tej łaski losu skorzystać.

Możemy organizować się w specjalnie do tego powołane koła PZW przyjmujące członków o określonym podejściu do organizacji łowisk patronackich. Jeżeli ktoś się czuje na siłach niech próbuje wygrać konkurs o wodę, jest to jednak ryzykowne. W każdym razie przed każdym wspólnym przedsięwzięciem typu ogranizacja łowiska trzeba omówić nie tylko cel ale i drogę.

Zanim wyruszymy na wysoką górę, ustalmy którym szlakiem będziemy szli. To nie może się nagle okazać w trakcie drogi, bo wszyscy wpadniemy w przepaść. Wtedy przylecą sępy, czyli melioranci i hydrotechnicy i zjedzą nas gdy będziemy gnili w maraźmie i paraliżu. Zaakceptujmy fakt, że co do sposobów organizacji łowisk trzeba się w szczegółach dogadać. Później nie będzie już ważne czy jedni zdobędą szczyt żółtym czy niebieskim szlakiem. Ważne, że wiele odmiennych drużyn zdobędzie ten szczyt nie przeszkadzając sobie wzajemnie w większej grupie pełnej fałszywej zgody. W większej grupie szczerość występuje tak naprawdę w kwestii melioracji i mewek, których zdecydowana większość z nas nie znosi.

Niech ludzie z podobnej gliny się po prostu odnajdą i jak chcą łowisko niech sobie tylko szczerze powiedzą jakie łowisko, gdzie i na jakich zasadach. Czy wierzycie w to, że smakosz ryb będzie angażował się w organizację dobrego łowiska nokill? Albo czy wierzycie w to, że samotny pstrągarz będzie chciał odcinka specjalnego? Albo, że słabo zarabiający wędkarz wspomoże klubowe i elitarne łowisko dla zamożmnych? Albo, że zabiegany bogacz zaangażuje się w pracę społeczną na łowisku zorganizowanym przez mniej zamożnych? Albo, że cwaniak będzie chciał wspierać łowisko z zasadą ekwiwalentu, gdzie praca społeczna jest wymienna na licencję? Na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi nie!!! Dlatego trzeba się w takich sprawach szczegółowo dogadać.

Jak na razie obserwuję ze smutkiem, jak ludzie z jednej gliny mijają się wzajemnie i próbują coś robić z ludźmi z innej gliny. Trzeba się odnaleźć z ludźmi podobnymi sobie, zamiast się kłócić z myślącymi inaczej.

Jakby co, to ja jestem zainteresowany specjalnym kołem PZW dysponującym częścią majątku okręgu i łowiskiem patronackim z obsotrzeniami co do limitów i wymiarów zabieranych ryb, czyli nie łowisko nokill, ale z umiarem co do eksploatacji zasobów. Łowisko z zasadą ekwiwalentu – pracy społecznej w łowisku wymienialnej na pełnopłatną licencję dla tych, którzy nie chcą lub nie mają czasu na pracę w łowisku. To jest moja wizja. Nie mam ochoty się kłócić z ludźmi o odmiennej wizji, ale raczej odnaleźć tych, którzy mają zbieżne plany. Jeżeli chętnych nie ma, zaoszczędzimy wzajemnie swój cenny czas. A jak się chętni znajdą, możemy wytypować jakiś odcinek i zapytać okręg o ewentualne błogosławieństwo w tej sprawie.

Ta końcowa informacja o mnie i mojej wizji jest tylko małym dodatkiem, jakby ktoś był ciekawy w co ja mogę wejść. Natomiast powyższe uwagi z całego tego tesktu warto zastosować w praktyce. Czyli jeżeli budować to tylko w szczerości i oszczędzać swój czas, gdy jest nam nie po drodze.

Szczera integracja środowiska wędkarzy nie opiera się o modę, poprawność polityczną czy obłudę. Zawsze trzeba mówić to co się naprawdę myśli. Oczywiście będąc szczerzy, możemy dojść do wniosku, że zbyt wiele nas różni do wspólnego przedsięwzięcia. To jednk jest sto razy lepsze niż wzajemne wodzenie się za nos. Czas jest bowiem takim jakby „nieodnawialnym źródłem energii” i nie warto poświęcać go na przedsięwzięcia wbrew swoim przekonaniom.

My, dzieci trzech zaborów i dwóch wojen światowych oraz komuny nie jesteśmy zbyt otwarci i prostolinijni. Przestańmy kręcić i bądźmy sobą. Na razie w tak zwanej Europie jesteśmy tylko na papierze. Kiedyś pewna znana mi osoba wyjechała do Holandii. W Polsce była przyzwyczajona do tego, że jak ma ochotę na poczęstunek, to mówi w fałszywej skromności „Nieee, dziękuję”, ale gościnne polskie progi zapytają jeszcze kilka razy i zaproponują „Ależ proszę, poczęstuj się”. Przy holenderskim stole zapytano tej osoby, czy ma ochotę na pyszną sałatkę. No i odpowiedź była taka po polsku, a więc fałszywie skromna. I nikt się drugi raz już nie pytał, bo tam się proponuje najczęsciej raz, a nie truje dupę w nieskończonosć. Wszyscy więc ze smakiem wszamali przepyszną sałatkę, zaś polski gość siedział ze skręconymi kiszkami i cieknącą ślinką. Od tamtej pory zawsze gdy miał ochotę skorzystać z propozycji jakiegoś Holendra, od razu mówił to czego chce, w więc tak lub nie i taki był finał tej przygody z sałatką na głodniaka.

Dlatego proszę was koledzy i koleżanki, bądźmy szczerzy i autentyczni. Nie wolno łamać przepisów i to wszystko. Niech nikt już się tu na Forsie nie krępuje mówić co czuje prosto z mostu. Życie jest za krótkie na obłudę. Niech będzie koślawo i nieidealnie, ale autentycznie. Ideały można sobie wsadzić w glany, życie jest zupełnie inne.

Nie wystarczy ustalić wspólnych celów. Bez określenia sposobów osiągnięcia tych celów można sobie co najwyżej popieprzyć, że „zależy nam na rybnych wodach” - czyż nie jest to piękny wspólny cel? Ale jak to ma się stać? Co ma to nam zapewnić? OS? Łowisko patronackie? Odcinek nokill? Woda klubowa? I jak w szczegółach to ma działać? I tutaj dopiero zaczynają się schody. Jedni będą mieli ochotę zaangażować się w taką, zaś drudzy w inną opcję. I tą opcję warto sobie na początku omówić w każdym calu. Po co kupować kota w worku? I jeszcze bez ustalenia czy płacimy za worek kartą czy gotówką. Czy watro tracić swój czas gdy jeden chce do kina, a drugi do teatru? Dochodzi jeszcze termin realizacji. Jedni chcą później ale właściwie nie wiadomo kiedy, inni chcą już teraz, w dodatku różnymi drogami... tak się nie da po prostu funkcjonować. Chaos, anarchia i nic z tego nie wyjdzie.

Trzeba precyzyjnie sobie mówić co, jak, gdzie i kiedy. I jak się to pokrywa to można zacząć działać. Oszczędność czasu i energii to wielka sztuka. Nie zajmujemy się rzekami jak MEW-kowcy, czyli zawodowo. Robimy to po godzinach i z doskoku. Marnować tak skromne zasoby czasowe na niedomówienia to jest po prostu wędkarskie samobójstwo.

Na tym kończę swoje prośby i apele do naszego środowiska wędkarskiego

Szczerze pozdrawiam każdego, kto z otwartym umysłem doczytał do końca
Krzysiek

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 11:02 #8541

  • paszczak
  • paszczak Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 792
  • Podziękowań: 28
Krzysiek, przeczytałem, bez jakichkolwiek problemów, nawet bez herbatki ;) Poruszasz sprawy dotyczące działań w zespole, czyli krótko mówiąc to, co było przedmiotem moich zawodowych działań w ostatnich 11 latach. Chętnie bym się ustosunkował do niemal wszystkich poruszanych przez Ciebie spraw, ale obawiam się, że moja odpowiedź nie byłaby krótsza od twojego postu, następnie Twoja odpowiedź na moją również, aż w końcu przyszedłby gajowy i nas wyrzucił z lasu ;)

Dlatego chyba lepiej, jak sobie pogadamy w drodze na rybki i z rybek. Tu natomiast pozwolę sobie tylko zasygnalizować jedną sprawę.

Nie wiem jak to napisać, żeby było w miarę jasne, o co mi chodzi... Może tak: mam wrażenie, że starasz się opisać sytuację dynamiczną narzędziami statycznymi. Nawet przykład góry, którą chcemy zdobywać jest niezbyt fortunny. Góra z naszej perspektywy czasu jest skrajnie niezmienna, statyczna. Biznes na przykład jest krańcowo inny - jedyną stałą rzeczą w biznesie jest to, że nie ma żadnej stałej rzeczy... Problemy opisywane przez Ciebie są znacznie bliżej tego bieguna "biznesowego", niż góry.

Załóżmy, że znajdziesz zgraną, dogadaną grupę ludzi, którzy mają ten sam cel w biznesie, i te same drogi jego realizacji. Zakładają spółkę. W biznesie, jak to w biznesie, bardzo szybko pojawia się sytuacja, której nikt nie mógł przewidzieć, zaraz potem następna i następna, i tak jest przez cały czas. Do tych sytuacji trzeba się na bieżąco adaptować, bardzo często wszystkie obrane na początku plany działań biorą w łeb. Tak naprawdę po całkiem niedługim czasie okazuje się, że jedynym spoiwem takiej grupy ludzi jest wspólny cel, a nie drogi jego realizacji.

I tu okazuje się, że właśnie zespoły niejednorodne, zróżnicowane, o odmiennych poglądach na wiele spraw, paradoksalnie radzą sobie lepiej, są bardziej kreatywne w adaptacji do nowych sytuacji. Potrzebna jest tylko jedna z dwóch rzeczy: albo członkowie zespołu mają tak otwarte umysły, że są świadomi, że w danej sytuacji lepiej sobie poradzi ktoś, kogo na codzień nie znosimy, i się do jego strategii dopasowują (praktycznie sytuacja utopijna), albo jest światły lider zespołu, który w różnych sytuacjach promuje strategie różnych członków zespołu.

Użyłem tu modelu biznesowego, ale, jak wspomniałem, problem ochrony wód jest całkiem od niego nieodległy. To, co chciałem pokazać na tym przykładzie to to, że tak naprawdę nie da się a priori zdefiniować dróg rozwoju. Znacznie ważniejszy jest dobór ludzi, pod kątem ich zdolności adaptacji do zmiennych warunków otoczenia, ale też do ludzi o odmiennych poglądach.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 11:11 #8543

  • adi.obi
  • adi.obi Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Wędkarstwo to coś więcej niż łowienie ryb!
  • Posty: 504
  • Podziękowań: 184
Witam,

Pozwolę sobie na krótki komentarz.

Ciekawy tekst, podchodzący chwilami pod manifest, momentami humorystyczny. Wiele trafnych przemyśleń, cennych uwag.
Krzyśku, nie sposób się z Tobą nie zgodzić! Trzeba się integrować, w grupie siła!
Obawiam się jednak, że nie pociągniesz tłumów za sobą (a szkoda). Przytoczyłeś trafny portret Polaka, z piętnem kompleksów – poniekąd usprawiedliwionych trudną historią. Niestety lista narodowych przywar jest dłuższa. Jedną z nich jest niechęć do aktywności Pro Publico Bono. Niechętnie się zrzeszamy, nie lubimy pracy społecznej. Mało tego cieszymy się jak innym(aktywnym) coś się nie uda! Lubimy sobie pokrzyczeć w tłumie, lecz na tym się kończy. Ludzie patrzą wąsko, niedostrzeganą szerszej perspektywy. Przykłady można mnożyć wystarczy rozejrzeć się dookoła samego siebie.
Nie chcę podważać sensu Twojej obszernej wypowiedzi, absolutnie nie! Uważam jednak, że w naszych realiach jest trudno o jakiekolwiek stowarzyszenia, a o dalszych różnicach koncepcyjno-statutowych nawet nie ma co wspominać. Reakcja na Twój post mówi sama za siebie. Nie jesteśmy jeszcze społeczeństwem obywatelskim.
Ale nic to. Felerne stereotypy należy obalać. Ja jestem otwarty na wszelakie inicjatywy. Załóżmy stowarzyszenie, działajmy!
bamboosfera.blogspot.com/

www.klubpp.eu

Jestem NOKILLowym terrorystą.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 11:19 #8546

  • michu
  • michu Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 726
  • Podziękowań: 206
Ż(r)yj z umiarem.
Ostatnio zmieniany: 2009/02/05 12:40 przez michu.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 11:28 #8548

  • Tom k
  • Tom k Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 155
  • Podziękowań: 1
czyt. Załóżmy stowarzyszenie, działajmy!

Kłopot w tym, że próby działań grzęzną szybko w otaczającym nas "kisielu" (copyright Ziemkiewicz) niemożności i biurokracji (przerost papierologii jest niesłychany i będzie coraz gorzej, TAKŻE dzięki "kochanej unii", jak mawiają ironicznie ludzie we wsi). Sam słyszałem, jak założyciel jednego z szacownych Towarzystw przeklinał dzień, w którym dał się na taką imprezę namówić...
Gdyby znakiem rozpoznawczym Polski były uczciwość, otwartość, współpraca i zdolność do układania się w trudnych sprawach, bylibyśmy potęgą jakich mało. Niestety mamy charakter chyba po tych naszych ukochanych bocianach, ponoć najkłótliwszych ptakach na świecie. Do przezwyciężenia tego smutnego stanu potrzeba chyba cudu.
Z drugiej strony, taki prawie-cud się zdarza. Niemiecki historyk w swojej pracy o powojennym Wrocławiu pisze, że odrodzenie wrocławskiej metropolii z kompletnej, materialnej i mentalnej ruinacji - przez nową ludność, czującą się w tym mieście obco i 'tymczasowo', w dodatku wtłoczoną w taki system polityczno-gospodarczy, w jaki ją wtłoczono, musiało graniczyć z cudem - a jednak właśnie to "niemożliwe" się stało. Los wielu mniejszych miejscowości potwierdza, że mogło być zupełnie inaczej i całkiem nieróżowo.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 11:58 #8551

  • paszczak
  • paszczak Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 792
  • Podziękowań: 28
Tom k napisał:
Gdyby znakiem rozpoznawczym Polski były uczciwość, otwartość, współpraca i zdolność do układania się w trudnych sprawach, bylibyśmy potęgą jakich mało. Niestety mamy charakter chyba po tych naszych ukochanych bocianach, ponoć najkłótliwszych ptakach na świecie.

Tomek, pozwoliłem sobie wyboldować to, co według mnie najważniejsze :) A czemu mamy z tym aż taki problem? Pozwolę się nie do końca zgodzić, że jest to jakaś nasza szczególna cecha narodowa, ale raczej cecha wynikła z warunków w jakich się znaleźliśmy. Po 89-tym bardzo często, jakby w reakcji na komunistyczny marazm, pokazywano przykłady ludzi, którzy odnieśli sukces. To naturalne i dobre. Tyle tylko, że to zaprogramowanie na osiągnięcie sukcesu spowodowało, że zapomnieliśmy o innej ważnej rzeczy, o pokorze.

W tej całej optymistycznej i wspaniałej, co tu dużo mówić, atmosferze ludzie, którzy osiągnęli jakiś sukces uwierzyli w swoją nieomylność. A jak ktoś uwierzy, że ma patent na nieomylność, to przecież się nie układa z myślącymi inaczej, prawda? Tak więc, nie wynika to z tego, że jesteśmy Polakami, ale z warunków otoczenia raczej. Aby nie być gołosłownym, dam przykład spoza Polski. Steve Jobs, szef Apple'a, został w latach 80-tych z hukiem wyrzucony z zarządu tej firmy. Dokonał co prawda rewolucji w informatyce, ale uwierzył we własną nieomylność, i doprowadził niemal firmę do bankructwa. Dopiero po 10 latach nabrał pokory. Jak widać, nie jest to tylko nasza przypadłość :)

A jaki ma to związek z naszą wędkarską rzeczywistością? No właśnie niestety ma...
Ostatnio zmieniany: 2009/02/05 11:59 przez paszczak.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 12:31 #8555

  • dmychu
  • dmychu Avatar
Mondavi napisał:
mam wrażenie, że starasz się opisać sytuację dynamiczną narzędziami statycznymi. Nawet przykład góry, którą chcemy zdobywać jest niezbyt fortunny. Góra z naszej perspektywy czasu jest skrajnie niezmienna, statyczna. Biznes na przykład jest krańcowo inny - jedyną stałą rzeczą w biznesie jest to, że nie ma żadnej stałej rzeczy... Problemy opisywane przez Ciebie są znacznie bliżej tego bieguna "biznesowego", niż góry.
Tomek,
Nie podoba mi się pierwsza część niejako negująca składnik statyczny, ale część druga już mi odpowiada, gdy mówisz o większej bliskości do bieguna dynamicznego (biznesowego) niż statycznego (góry). W istocie jest to bowiem model mieszany, statyczno-dynamiczny z różnym udziałem obu składników o zmiennych proporcjach w czasie. W życiu jednak warto posługiwać się rachunkiem prawdopodobieństwa. Istnieje o wiele większa szansa na nagłą zmianę pogody w górach, niż na zmianę przebiegu szlaku na skutek wielkiego trzęsienia ziemi i przemieszczeń gruntu. Wobec rzeczy które są dynamiczne tylko w wyjątkowych przypadkach i szanse na to są bardzo małe, można jednak przyjąć ich stałość, bowiem to, że trafi cię meteoryt w głowę podczas zarybiania rzeki narybkiem pstrąga z praktycznego punktu widzenia nie powinno być rozważane, aczkolwiek może się zdarzyć. Co do rzeczy o dużym prawdopowobieństwie statyczności można się dogadać wcześniej. Możemy wytypować szlak którym chcemy wejść na górę, ale jak złapie nas ulewa, wtedy wyjdzie jak bardzo jesteśmy elastyczni by rozwiązać problem który nagle się pojawił z zaskoczenia. Irytuje mnie sytuacja gdy nawet elementy statyczne nie są szczerze omówione.
Właśnie brak szczerości i otwartości powoduje kłótnie. Jeżeli ktoś ma w swoim sercu od początku do końca poukładany swój plan ale ja o tym nic nie wiem, a ten zaś liczy, że ja wszędzie za nim pójdę w nieznane dla mnie obszary - to jest jakaś totalna pomyłka. To jest jak wycieczka w góry gdzie jeden posiada mapę i plan, a reszta to ostatnie sieroty, a nie partnerzy. Ludzie bez wpływu na przebieg trasy. I jeszcze jak się człowiek dopytuje dokąd idziemy i nie uzyskuje konkretnej odpowiedzi, czuje się jak liść na wietrze. Ten stan po prostu nie wszystkim odpowiada. Są oczywiście też bezkonfliktowe owce, które pójdą za swoim pasterzem wszędzie.
Proszę mi dać linka na stronę jakiegokolwiek towarzystwa w Polsce, które otwarcie mówi jakim łowiskiem chciałoby zarządzac i na jakich zasadach oraz kiedy planuje jego otwarcie. Jeżeli takiej informacji nie ma, to ja przykładowo mogę się wysilac z kolegami przez parę lat, a na końcu koledzy mnie nagle zaskoczą powstaniem łowiska na zasadach, które spowodują, że pojadę wkurzony na inny obszar. Jak mamy budować razem wspólny dom, to wszyscy mają prawo zobaczyć sobie projekt architektoniczny tego domu. Być może nie będzie tego odcienia tynku w hurtowni budowlanej, ale niech nikt nie kupuje różowego gdy ustaliliśmy zielony. Albo niech nikt się nie czai z tym na jaki kolor mają być zrobione elewacje. Są czynniki dynamiczne, ale bez przesady z tą dynamiką. Przyjęcie nieskończonej dynamiki jest próbą przyjęcia założenia, że wszystko można zmienić w trakcie.

Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
Ostatnio zmieniany: 2009/02/05 12:33 przez dmychu.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 12:40 #8556

  • paszczak
  • paszczak Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 792
  • Podziękowań: 28
dmychu napisał:
Jeżeli ktoś ma w swoim sercu od początku do końca poukładany swój plan ale ja o tym nic nie wiem, a ten zaś liczy, że ja wszędzie za nim pójdę w nieznane dla mnie obszary - to jest jakaś totalna pomyłka.

To się nazywa brak komunikacji - to tak, jakby w ogóle tego planu nie było, co do tego się zgadzam w zupełności. Co do reszty postu, to myślę, że mówimy o różnych rzeczach przywołując ten układ statyczno-dynamiczny. Użyłem go, by pokazać, że jednorodne, wręcz jednomyślne zespoły wcale nie zawsze sobie dobrze poradzą w zmiennych warunkach. Ale chyba kompletnie odbiegliśmy od meritum :)

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 12:52 #8558

  • Tom k
  • Tom k Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 155
  • Podziękowań: 1
No, jednak moim zdaniem pojęcie takie, jak "charakter" danego ludu czy narodu jednak nie jest całkiem puste. Owszem, warunki, historia, uwarunkowania itp. - ale to też nie daje rozgrzeszenia. Właśnie dlatego Simone Weil pisała o TRAGEDII ludzkiego uwarunkowania: morderca "stworzony przez warunki" idzie na szafot (albo powinien), w czym nie brak pewnego dramatyzmu :)
Nie jest oczywiście tak, że Polacy jakoś kolosalnie się różnią od całej pozostałej ludzkości - ale ta zbieżność z bocianami... :) Jak pisał Lew Gumilow w swojej książce "Od Rusi do Rosji", Polacy w XVII wieku byli jeszcze narodem "bardzo utalentowanym, odważnym i twórczym, ale też wielce chełpliwym i zadziornym". Tak nas widzą, i coś w tym jest. Bo my mówimy o zaborach - a Gumilow zapyta "a jak doszło do tych zaborów?"...
Nie rozstrzygniemy oczywiście, czy najpierw było jajko, czy kura. Tak się sprawy ułożyły i tyle. Wszystko ma wpływ na wszystko inne. "Wszystko jest powiązane, i wszystko osobne", jak mawiał Baron S.J. Letz (znany bardziej ze spolszczonej pisowni naswiska :)
Dodawał, że "ta jedna łamigłówka musi nam wystarczyć na wszystkie bezsenne noce" (walę z pamięci).
On to w ogóle miał powiedzonka... :)

Co do jednorodności/zróżnicowania... To chyba nie na darmo jesteśmy tacy, jednak, poróżnicowani. A każdy jest jak jedyny w swoim rodzaju egzemplarz, i każda odmienność może się w świecie niejako przydać.
Ostatnio zmieniany: 2009/02/05 12:58 przez Tom k.

Odp:Problemy szczerej intergacji wędkarzy 2009/02/05 13:08 #8560

  • dmychu
  • dmychu Avatar
mondavi napisał:
(...)Co do reszty postu, to myślę, że mówimy o różnych rzeczach przywołując ten układ statyczno-dynamiczny. Użyłem go, by pokazać, że jednorodne, wręcz jednomyślne zespoły wcale nie zawsze sobie dobrze poradzą w zmiennych warunkach.(...)
Zgadza się,
jednak zwróć uwagę na pewną korzyść ze szczerych i otwartych postaw. Jeżeli ludzie potrafią spotkac się i szczerze powiedzieć czego pragną przed rozpoczęciem wędrówki, to istnieje o wiele większa szansa, że będą odbywać takie rozmowy w trakcie zmieniających się warunków. Jeżeli zaczynamy coś robić zaczynając od dobrej komunikacji, to niejako przyjmujemy takie reguły gry na przyszłość, że jakby coś się działo, to najpierw ze sobą rozmawiamy.

Ja nie chcę być ani owcą ani pasterzem. Nie chcę być kierowany i ani kimkolwiek kierować. Najbardziej chciałbym znaleźć partnerów do działania, niż szukać swoich fanów lub swojego idola.

Tom k napisał:
Co do jednorodności/zróżnicowania... To chyba nie na darmo jesteśmy tacy, jednak, poróżnicowani. A każdy jest jak jedyny w swoim rodzaju egzemplarz, i każda odmienność może się w świecie niejako przydać.
Zgoda,
Ale o tym warto wiedzieć. Najgorsze co może być, to udawanie jednorodności gdy jest róznorodnośc. Rzeczy trzeba pokazać palcem i nazwać po imieniu. Tak jest lepiej, no chyba, że komuś przyjemniej w mętnej wodzie.

Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
  • Strona:
  • 1
  • 2
  • 3
Moderatorzy: Ediit, Tarkowski
Time to create page: 0.108 seconds