Troszkę rozdmucham temat. Zwycięzca złowił rybkę około 7 rano. Należała mu się jak psu buda, bo chodził za nią kilka dni. Gratulacje. Wypracowana. Szacun. Od złowienia do zmierzenia minęło 6 godzin w 30 stopniowym upale. Później ze 2 godzinki na słoneczku plus muchy do zakończenia zawodów i powrót do domu w nagrzanym samochodzie. Nie jestem ortodoksyjnym no-kilowcem, zjadam niewielką część złowionych przeze mnie ryby ze smakiem, ale dla tego szlachetnego stworzenia końcówka żywota powinna wyglądać nieco inaczej. Może na zawodach, gdzie można zabijać ryby latem przydałaby się jakaś lodóweczka, bo inaczej to jest bezsensowne mordowanie troci. Mnie się to nie podobało, i kilku osobom jak zauważyłem także. Do przemyślenia dla organizatora.
Pozdrawiam.