Dzwoniłem dziś do RZGW z zapytaniem o co w tym wszystkim chodzi i czy "plotki" są prawdziwe. Pani która odebrała odpowiedziała że nie jest upoważniona do odpowiedzi na to pytanie i podała numer do "odpowiedzialnej" za te kwestie osoby. Tyle że ów pan jest na jakimś "ważnym szkoleniu" i odpowiedzi będzie mógł udzielić dopiero w poniedziałek

Skoro RZGW nie może (a raczej nie chce) udzielić odpowiedzi, na oficjalnej stronie pzw nie ma żadnej wzmianki to chyba wypada to olać tak jak "Oni" olewają Nas wędkarzy. Czyli łowić tak jak do tej pory

Prawda jest jednak taka że na dzień dzisiejszy Parsęta, Wieprza i Grabowa nie są we władaniu opzw koszalin. Znając życie ta decyzja zostanie odwołana i wszystko będzie po staremu. Z mojej perspektywy cała ta sytuacja jest bardzo podejrzana.
A TERAZ INFO ZNAD PARSĘTY
Wybrałem się dziś nad naszą Królową. Kolega ze spinn, ja z muchą. Gdy zobaczyłem wodę- dość mocno trąconą trochę pożałowałem, że nie wziąłem zapasowo spina. No ale trudno, trzeba było się dostosować. Postanowiłem łowić tylko na dwie muchy- sprawdzone w szwecji ullsokeny i sunraye. Z racji na zmętnienie wody orałem tuż nad dnem tipem T14. W miejscu w którym rzeka płynie nazwijmy to w kształt rozciągniętego "S" i w którym rynna z drugiego brzegu przechodzi na przeciwległy wykonałem daleki rzut na wysokość przytopionego krzaczka nad rynną. Zatopiłem zestaw, mucha(długi na ok 10-12cm sunray shadow) spłynęła pod krzak poczułem hmm...? Coś w rodzaju przyczepionego do kotwiczki liścia... Lekki opór- pomyślałem że to liść lub patyk. Więc zacząłęm zwijać linkę. Po ok 5 metrach liść jakby ożył. Dwa leciutkie targnięcia. Tym razem pomyślałem że to okoń lub mały szczupaczek. Po kolejnych 5 metrach gdy to "coś" zacząłem wciągać na wypłycenie na którym stałem ciężar zaczął rosnąć a kij coraz bardziej się uginać. Krzyknąłem do kolegi że to chyba jednak nie okoń

W pewnym momencie ryba zdała sobie sprawę z powagi sytuacji i zaczęła się jazda bez trzymanki(dosłownie). Kij wygiął się do korka a ryba bez oporu wybierała linkę z kołowrotka. Non stop murowała do dna w głęboką rynnę. Po chwili zorientowałem się że płynie wprost w zatopione drzewo na którym wcześniej urwałem muchę. po 5 sekundach od tej myśli było po zabawie...

Ryba weszła w gałęzie...

Stałem jak wryty, blady i oszołomiony gapiłem się w wodę. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Moja pierwsza muchowa troć z Parsęty wygrała walkę. Cała akcja trwała jakieś 2 może 3 minuty. Tym razem była lepsza. Rybę oceniam na co najmniej 7-8kg. Kij- Vision Switch#7 podczas odjazdów giął się do samego korka a szpulę kołowrotka musiałem dociskać ręką. Tak ekscytującej walki nigdy nie przeżyłem używając spina. Coś niebywałego. Jutro powtórka, mam nadzieję że zakończona happy endem.