A ja opowiem z autopsji o pewnej grupie kłusoli. Grupa ma pochowane nad rzeką ościenie i oczka i spacerują sobie wzdłuż rzeki, podziwiają krajobraz, są wrażliwi i przy okazji wypatrują ryb, podczas patrolu można co najwyżej pocałować ich w tyłek, mają święte prawo tak spacerować. Jak namierzą rybę wszystko trwa krócej niż kilka minut, ryba pod kurtkę i chodu...
Są łatwi do namierzenia i nie trzeba czujki, ani sztucznego satelity, ani biochipa. Wystarczy jak na polowaniu dobrze podejść, od odpowiedniej strony i popatrzeć przez lornetkę, ale żeby przyłapać ich z rybą trzeba poświęcić kilka jeśli nie kilkanaście dni długich zasiadek, bo nikt nie wie kiedy pójdą.
Kłusol to nie debil z wypranym jabolami mózgiem, to zorganizowana grupa dobrze znających teren ludzi, którzy świetnie są ze sobą skomunikowani (tel. komórkowe) i których to jest cholernie trudno dorwać, ale udaje się. Trzeba tylko w terenie poświęcić sporo czasu, wlepić kilka mandatów i to ich zniechęca najbardziej. A Twoja czujka z kablem ma 99% szans na to że zostanie rozpierdolona w ciągu 24h od zamontowania.
Brakuje służb do walki z kłusownictwem, nie jestem specem od europolityki, ale może są jakieś fundusze unijne, które można by uruchomić aby powołać coś w rodzaju straży wędkarskiej, która byłaby wyposażona w terenowa auto i mogła poświęcić swoją pracę na walkę z kłusownictwem, oczywiście za pensję... I chyba w tym kierunku należałoby iść, a nie kabli i fotokomórek, które zapalają się kiedy chcą.
A na razie kto może, kto żywy, nad tarliska podziwiać misterium trociowych godów, bo to chyba najpiękniejszy z możliwych widoków. Chrońmy to co mamy, nikt za nas tego nie zrobi.