Witam!
Wczoraj, pojechaliśmy sobie z Mirmiłem i Marcinem na Rozewie. Naszym celem było, pospinningować do ciemnego i po zmroku połowić flądry. Warunki byłyby świetne na troć, gdyby nie bardzo duże zmącenie wody, które to jednak, całkowicie nie przeszkadzało flądrom w dość dobrym żerowaniu.

Łowiliśy do godz 1.00 i postanowiliśmy wracać.
O 3.00 nad ranem byłem w domu...a o 4.00 już siedziałem w samochodzie Jacka "Górala" i jechałem na ryby, na...Rozewie

Brania belon były bardzo częste. Dużo ryb nie trafiało, bądź spadało po chwili, ale udało nam się doholować do ręki po dwie ryby.
Teraz, napiszę czemu ta relacja jest zamieszczona w temacie troć.
Stałem się "nieszczęśliwym" łowcą dwóch troci, z czego obie miały po...20cm

i bardzo ładna trota, odprowadziła mi przynętę pod nogi, rozmyślając się w ostatniej chwili, przed atakiem, pokazując swój szeroki ogon i zostawiając duży wir na wodzie. I to tyle w temacie- troć.
Potem złowiłem jeszcze na blachę, ładną fląderkę i spadła mi bardzo duża i gruba belona, która naprawdę dostarczyła mi mementu podniesienia adrenaliny, ponieważ w pierwszej chwili po zacięciu, zachowywała się jak pokaźnych rozmiarów troć. Bardzo zmęczony, ale szczęśliwy wróciłem do domu i zastanawiam się, czy nie pójść, pomachać jeszcze wieczorem, pod klif

?
Czy to jest uzależnienie?

Pozdrawiam.
Wojtek "Wiśnia"
Ps. Połowilibyśmy jeszcze dłużej, gdyż brania były częste, ale kolega Janusz potknął się o kamień i przez chwilę na wodzie była tylko czapka. Nie muszę chyba dodawać, że się śmiałem?

Jak mawia inny Janusz, z którym ostatnio łowiliśmy na "majówce"( z powodzeniem ).
-"Normalna reakcja- Polak, wędkarz, katolik..."