Dobre dwa miesiące czekałem na okienko pogodowe, aby pojechać i wejść do "Zielonego piekła północy". To taka moja osobista nazwa, więc nie szukajcie w necie

Tam jak wchodzisz, to masz wyjście 7-8 godzin dalej. Potrzeba więc dobrej pogody na przetrwanie, przede wszystkim bez deszczu. Tym razem lał żar z totalnie bezchmurnego nieba, ale lepsze to niż chowanie się pod trzciną w środku ulewy z burzą. 27C i na szczęście lekki wiaterek, który dawał czasem ochłodę w mniejszym cieniu i gonił miliony dokuczających owadów. Spodziewałem się ciut większej wody jak w zeszły roku, bo ostatnio sporo padało, a tu się okazuje, że jest jej dobre kilka centymetrów jeszcze mniej. Nie rokuje to dobrze, ale trudno, skoro już jestem to trzeba zaliczyć. Pierwszy kontakt mam bardzo szybki i choć to malec to jestem zadowolony, bo coś się jeszcze rusza. A Dlaczego "Zielone piekło północy" bo jest tu ogrom wielkich traw splątanych z pokrzywami i przede wszystkim lepem, a pod tym wszystkim wszędobylskie zamaskowane bobrowe dziury. Gdzieniegdzie wydeptana ścieżka przez zwierzynę i tyle. Zielska już po pachy i w zasadzie był to ostatni gwizdek aby tam pojechać. Wracając do ryb, to były co jakiś czas kontakty, ale wszystko raczej krótkie. Dopiero w samym sercu odcinka po pięciu godzinach mordęgi zaliczam pięknego kropka na 39 cm, a niecałą godziną później takiego 32 cm. Jestem, więc w pełni zadowolony. Na godzinę przed wyjściem już czuję jak próbuje mnie skurcz nogi powalić na glebę, ale trzeba najpierw dojść do auta. Udaje się to po siedmiu godzinach sajgonu, a tak w zasadzie po ośmiu doliczając godzinę na dojście do łowiska. Dobrze, że jeszcze komarów nie było, ale przy tym wietrze to chowały się po krzakach. Odcinek odbębniony, więc dopiero może za rok, ale trzeba celować w maj jak się uda.















Sprzęt: spinning Dragon HM-X Trout II 2,45m 2-14g, kołowrotek Team Dragon SL 1125i, plecionka Dragon No.LIMIT X8 0,06 mm + fluorocarbon Soflex 0,205 mm.