Świąteczny wypad w lany poniedziałek. Łowienie zacząłem jak to zwykle bywa bez pośpiechu, gdzieś tak ok 9:30. Pogoda cieplutka i słoneczna, więc i bardzo lekko już ubrany. Woda mała, ale po opadach gdzieś tam w górze nie do końca idealnie czysta. Początkowo nie działo się za wiele i tak sobie coś marudziłem, że mogłem jednak jechać gdzie indziej, ale czasu na zmianę odcinka jednak nie miałem. Obławiałem bardzo systematycznie, bo nigdy nie wiadomo skąd wyskoczy i tak.... znalazłem dwustuletnią butelkę z lat 1800-1836

Szkoda, że uszkodzona bo zabrałbym ją do domu, a tak pozostawiłem na dnie rzeki. Od tego momentu jakby się wszystko zmieniło, a na pewno zachmurzyło. Oddałem wodzie butelkę, a zameldował się kropek na wymiarek z lekkim plusem. I tak co chwilę już coś się działo. W pewnym miejscu wychodzi naprawdę konkretna ryba, aż daję jej nawet piątkę z przodu. Wychodzi dobre z siedem razy na różne przynęty, ale w głębokiej wodzie trudno dokładnie zlokalizować jej miejsce odpoczynku. W pewnym momencie podciągam ją za ogon gumy do samej powierzchni, ale niestety hak jest po za pyskiem. Tak obławiam i nagle branie.... takiego podwymiarka, który robi sporo hałasu i spada. Za chwilę rwę, a odstrzeliwanie przynęty robi sporo hałasu. Obesrwuję wode i dno i widzę, że dnem nadal chodzi coś sporego. Obławiam i bach! Młyn za młynem i na brzegu ląduje fajny krop, ale niestety tylko 42,5 cm. Nie wiem czy to dokładnie ten sam, ale mam wrażenie, że to trzeci krop z tego miejsca, a ten największy jednak tam gdzieś spłoszony zwiał. Mimo wszystko już fajnie połowione. Coś tam jeszcze się zadziało w następnych miejscach, ale już bez konkretnych kropek. Na koniec kolejne znalezisko w postaci jakiejś ruskiej elektroniki

Wrócę tam jeszcze... i zabiorę tą butelkę do domu
Sprzęt: spinning Dragon HM-X Trout II 2,45m 2-14g, kołowrotek Team Dragon SL 1125i, plecionka Dragon S-Braid X8 0,08 mm + fluorocarbon Soflex 0,218 mm.