Dobry wieczór
13.03 nie okazał się pechowy. Nie był również nadzwyczaj szczęśliwy (na co, być może po cichu liczyłem). Dwa urwane woblery i świadomość, że moje świetne statystyki (przypomnę: turbot 10cm, krewetka i galaretowate niewiadomoco) tracą swój splendor (dziś nawet małża nie dziabnąłem) nie popsuły mi nastroju. Morze powitało mnie gładkością nieznacznie tylko ustępującą mej łysej glacy. Dwa trałowce Marynarki Wojennej kotwiczyły do popołudnia, po czym jak na komendę dostojnie odpłynęły.
Załącznik morze.jpg nie został znaleziony
Dwaj napotkani wędkarze nie mieli żadnego z jakąkolwiek rybą kontaktu. Pojechali do Orłowa - ciekawe, co i jak tam...
A na plaży wiosna. Widziałem kolorową rusałkę pawik i dwa inne motyle, pierwsze kwiaty oraz ślicznie zrudziały jak jaka Irlandka wał korbowy.
To był fajny dzień. Spotkałem płetwonurka, który dopiero co wylazł z wody ze swą stalową zdobyczą. Bardzo ciekawa, miła postać. Ryb nie widział. Na zakończenie dnia pogawędziłem z oksywskim rybakiem. I gdy w rozmowie rzekłem: morze i to co wokół niego trzeba kochać tak po prostu, zwolnił rozplątywanie liny i odpowiedział: "Rozumie mnie Pan. I ja Pana, i innych w pogoni za trocią. Kiedyś miałem taką około 5kg na sznurze, jakoś tak się czepiła. Walczyła jak żadna inna..."
W oczach tego człowieka prócz radości widziałem szacunek.
W moich ten Pan też.