Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/11 22:53 #66434

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
Cholera! Wyspać się nie dadzą. Jakiś przedłużony łikendzik? Jestem za.
Fatso

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/11 22:54 #66435

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Ja jestem na miejscu to się dostosuje. Postaram się skontaktować z Adamem. Dam znać też Darkowi Chorębale, w końcu był prezesem Bzdykfusa ze mną na zmianę. Darek mieszka pod Wałczem.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/11 22:59 #66436

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Rafał ja mam kontakt z większością chłopaków z BZDYKFUSA.Ostatni raz udało mi się zebrać dużą grupę na 25-cio i 30- to leciu.Wielu już niestety nie łowi ryb ( myśliwi ) , ale na zorganizowane spotkanie pewnie wpadną .Trzon WTP to też twoi znajomi z klubu.
Pozdrawiam.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/11 23:35 #66439

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Ale mnie naszło na wspomnienia. Pamiętam, że w schronisku siedziało nas kilku. Mimo, że było wtedy zdecydowanie więcej ryby, to czekało się na "dzień pstrąga", kiedy ruszały się te największe. Nie jestem pewien, czy tego dnia nie złowiłeś Tadziu ładnego pięćdziesiątaka na Płytnicy. Wtedy Wiktor i na Gwdzie trafił ładnego pięćdziesiątaka. Z Gwdy wrócił też "wódz" czyli Jasio, który złowił dwa jeden ponad pięćdziesiąt, drugi koło tego. Wiadomo było, że ryba się rusza. Wtedy Czarek wsiadł w samochód. Po pół godzinie wrócił z potokiem 64. Miał go namierzonego już wcześniej poniżej "trzcinowej wyspy". Kurcze każdy miał wtedy jakieś ponamierzane ryby. I fajne było to, że każdy z nas na innych rzekach. Każdy miał swoją ulubioną i potrafił na niej robić cuda. Ja np. podziwiałem Władka, który trzaskał potoku na Rurzycy gdzie inni wracali bez ryby. Do wyników niestety droga była długa i kręta. Teraz jest zdecydowanie prościej.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/12 21:15 #66519

  • potok
  • potok Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 6
Ostatnio zmieniany: 2011/04/12 21:16 przez potok.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/12 22:42 #66539

  • potok
  • potok Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 6
Cześć.
Serdecznie pozdrawiam (szczególnie Tadka i Rafała). Z tymi kilometrami to trochę przesadziłeś, chociaż rzeczywiście lubiłem ( nadal lubię) troszeczkę powędrować za pstrągiem. Wspomnień z lat, o których piszecie jest tyle, że powstałaby niezła powieść. Pierwszy raz w tamtych stronach, Jastrowie, kwiecień 1980r., o 3 rano wysiadam z pociągu i w ciemno maszeruję do słynnego „Orła”, gdzie Bzdykfus „przygotowuje” się do porannych łowów. Niewielu smacznie śpi. Po kilku godzinach chrzest pstrągowy nad „moją” Głomią. Następnych kilka lat wyjazdów w rejon Lędyczka i Jastrowia. Marzec 1984, zagubiona w lesie stacyjka PKP, wysiadam z pociągu ok. 4 rano, ciemno i po 4 km wędrówki zamiast w płytnickim schronisku ląduję w Krępsku. To mój pierwszy wyjazd do Płytnicy. Pamiętam do tej chwili każdy z czterech spędzonych tam wówczas dni. Po trzech na „dopływikach” w ostatnim dniu chcę sprawdzić niezbyt lubianą przeze mnie Gwdusię. Schodzę Płytnicą do ujścia z obrotówką, a później przez dwie godziny staram się orać różnymi przynętami (dużo tego nie było) wielką, jak dla mnie, rzekę poniżej zwalonego mostu. Dwie godziny bez wyjścia, dwie godziny do odjazdu ostatniego pociągu, zakładam jedynego jako tako chodzącego woblera, jaki mi pozostał. „Ciosówka” (prezent od S.Ciosa) w postaci rzeczywiście niezgrabnie ociosanego 5 cm kawałka lipy sprawia cud. W ciągu godziny wyjmuję trzy 43-49 cm, trzydziestek nie liczę, mam jeszcze kilka spadów(w tym dwa większe od największego wyjętego). Potem zrywam woblerka, wracam do schroniska i udaje mi się jeszcze zdążyć na pociąg. Wspomnienia, łezka się w oku kręci. Pamiętam doskonale czterdziestaki Tadka, kiedy przed świtem wybiegał ze schroniska i wracał po kilku godzinach z dwoma takimi 40-50 cm wyjętymi gdzieś z jemu tylko wiadomych dziur pod Smolarami i dodatkowo lipieniem podobnych rozmiarów. Specjalistów poznałem w Płytnicy więcej: od Gwdy nie było lepszego od Leona Świdlickiego, który na swoje woblerowe piękności potrafił kusić pięćdziesiątki jak nikt, nikt nie potrafił łowić w Dobrzycy lepiej od Rafała, który na muchę wyjmował niewyobrażalne dla innych lipienie. Były to wspaniałe czasy, chociaż pstrągi nie zawsze gryzły, ale jak się tam pojawiałem, to zawsze miałem świadomość zasobności tych wód. Szczególnie chimeryczna była Gwda, kiedy kilka totalnie bezrybnych dni potrafiło wygonić znad rzeki największych twardzieli, i niespodziewanie następowało pstrągowe szaleństwo, każdy kto trochę potrafił łowić mógł zobaczyć (niekoniecznie wyjąć), jakie potworki są w wodzie. Dziś tej świadomości już nie mam, ale z przyzwyczajenia i sentymentu staram się każdego roku spędzić w tym rejonie przynajmniej kilka dni (kotwiczę w Ptuszy). Klimaty pozostają te same, my cały czas młodzi i chociaż przyzwoitych rybek niewiele, to nadal czasami coś się w wodzie pokazuje. Pozdrawiam.
Bogdan

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/12 22:59 #66540

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Bogdan!
Witaj w pamięci najfajniejszej bo młodej,bezceremonialnej i bezkonfliktowej.
Zostaliśmy chyba tacy sami gdzieś w starzejącej się metrykalnie duszy.
ALE GDZIE MŁODOŚĆ SZALONA U MŁODYCH??????
Rozumiem ich rozterki.................pionierskie czasy minęły, wszędzie tłok , przyroda nie dała rady ludziom,komercja nie zastąpi dziczy tamtych lat, łowiska specjalne nie zastąpią mateczników, dobry Motel czy samochód nie zastąpi kierowniczki Danieli czy wielu kilometrów pieszej wędrówki.
Kurde.....szkoda!!!

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 00:33 #66554

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Witaj Bogdan!
Zapewniam Cię, że od Dobrzycy i lipieni byli lepsi specjaliści niż ja. Choćby Czarek.
Cieszę się, że się odezwaliście. Dostałem kilka niezwykle sympatycznych maili od osób czytających ten wątek. Dopiero kiedy zaczęliście się odzywać, kiedy ludzie przeczytali, że piszę o faktycznych osobach i prawdziwych zdarzeniach, które potwierdza więcej osób zrozumieli, że to nie ściema. Że nie są to po prostu podkoloryzowane opowiastki. Fakt, że pamięć płata figle ale tego co wtedy się działo po prostu nie sposób zapomnieć.
Dokładnie z Gwdą było tak, jak to napisałeś. Pewnie, można było pójść pod sosny, na zwalony most i kilka innych pewnych miejscówek i jakiegoś potoczka się wyczesało. Ale faktycznie trafiały się dni, kiedy rzeka żyła. To były właśnie dni pstrąga na które każdy czekał.
Wspomniałeś o woblerach Stasia Ciosa. Ja pisałem wcześniej o jego nimfach, które delikatnie mówiąc cechowała duża prostota, ale też która podobała się rybom. Ale fakt, woblery również były niepowtarzalne. Dzisiaj pewnie gdyby ktoś je zobaczył popukałby się w głowę, że ktoś łowi na coś takiego. Ale rybom to nie przeszkadzało mimo, że był to niezbyt precyzyjnie ociosany kawałek lipy. Nie wiem czy miałeś egzemplarz tknięty chociaż jakąkolwiek farbą. Ja pamiętam wobek Stasia, na którego złowił potężnego potoka coś pod 3 kg chyba na Brdzie. I to było surowe drewno.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 09:27 #66571

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Przykre to, ale ja niesety również nie mam już świadomości rybności rzek dorzecza Gwdy. Mało tego, widzę wręcz ich przerażającą degenerację. I tu nie zwalałbym jednak tego stanu na kłusowników. Kiedyś chodząc po rzekach jeśli raz na tydzień spotkało się innego wędkarza, to był to znajomy. Dziś... trudno nie spotkać kilku. Pamiętam doskonale jak w latach osiemdziesiątych toczyła się zażarta dyskusja na temat dolnej nimfy. Równie ostra i zażarta jak dzisiejsza na temat metody żyłkowej. Światek muszkarski podzielony był na zwolenników tej metody i przeciwników. I argumenty z obu stron padały bardzo ciężkie, prawie tak ciężkie jak nimfy wrzucane do wody. W Płytnicy poznałem dwóch wybitnych wędkarzy. Mieli barakowóz ustawiony na skarpie, nad brzegiem Gwdy, który stoi zresztą do dziś. I w dalszym ciągu spędzają tam wolne chwilę. Mówię tu o panach Bugajskich (ojciec i syn) Zwłaszcza ze starszym z panów Bugajskich toczyliśmy wiele rozmów właśnie na temat dolnej nimfy. Rozmowy te wryły mi się w pamięć. Otóż panowie ci nie łowili na dolną nimfę. Ktoś powie, bo nie umieli... Zapewniam, że potrafili. Mało tego, chciałbym kiedyś tak łowić jak oni dwadzieścia lat temu. Mokra mucha, długa lekka nimfa w ich wykonaniu była mistrzostwem świata. Pan Bugajski tłumaczył to w ten sposób. Dolna nimfa nie ma nic wspólnego z muszkarstwem i jego tradycjami. Nie ma rzutów, nie ma prowadzenia linki, co w efekcie powoduje, że jest to zwykła przepływanka. Wiem, że jest to pewne uproszczenie ale ten sposób rozumowania jest dla mnie do przyjęcia. Ale najistotniejszym argumentem było to, że dolna nimfa pozwala na wyłowienie ryb z ich mateczników. Z miejsc gdzie inne metody są nieskuteczne. Tłumaczyli, że nie jest ważne samo złowienie ryby, ale złowienie jej elegancką metodą. Czym dłużej o tym myślę, tym częściej dochodzę do wniosku, że mieli oni rację. Lipienie wykończyła dolna nimfa i posługujący się nią wędkarze. Wystarczyło tylklo dać narzędzie.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 18:19 #66623

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
No i niestety kłania się tu potrzeba "nokillowania". Ilości wędkarzy łatwo się nie zmniejszy, mobilność w narodzie zbyt duża. Natomiast można chociaż umożliwić rybom przeżycie. Tylko czy chętnych tę regułę wdrożyć bedzie dość i czy starczy im mocy sprawczej ...

Pzdr,
Fatso
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.084 seconds