Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 12:40 #66691

  • maciasd
  • maciasd Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • to fish or not to fish... what a stooopid question
  • Posty: 1273
  • Podziękowań: 1144
fajnie się czyta te Wasze wspominki. prowadziłem taka dyskusję z Andrzejem Zdunem jakiś tydzień temu . temat był o łowisku specjalnym na Gwdzie. i Zdun stwierdził ,że ponad WSZELKĄ WATPLIWOŚĆ ryby na Gwdzie i Drawie zabili wędkarze z tamtych lat kiedy to wstyd był wrócić do schroniska bez kompletu. łza się w oku kręci.. też bym połowił 50 taki na zawołanie....
maciasd

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 17:54 #66702

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
maciasd napisał:
fajnie się czyta te Wasze wspominki. prowadziłem taka dyskusję z Andrzejem Zdunem jakiś tydzień temu . temat był o łowisku specjalnym na Gwdzie. i Zdun stwierdził ,że ponad WSZELKĄ WATPLIWOŚĆ ryby na Gwdzie i Drawie zabili wędkarze z tamtych lat kiedy to wstyd był wrócić do schroniska bez kompletu. łza się w oku kręci.. też bym połowił 50 taki na zawołanie....
maciasd

Rozumiem że kolega w tamtym czasie nie łowił na Gwdzie? Rozumiem, że czerpie informacje ze słyszenia? A jak długo kolega łowi łososiowate? Jak długo i jak często łowi w dorzeczu Gwdy? Znam Andrzeja Zduna lat... będzie bez mała trzydzieści. Co do Drawy się nie wypowiadam, bo za mało tam łowiłem. Ale nie sądzę, żeby tak się wypowiedział w stosunku do Gwdy. Albo był to skrót myślowy albo kolega coś źle usłyszał. Napiszę drukowanymi - NIE WIDZIAŁEM - wziętego kompletu pstrągów potokowych z Gwdy. Pewnie, że nie wszystko musiałem widzieć mimo, że od 1990 roku byłem tam właściwie codziennie. Pewnie, że coś się mogło zdarzyć. Pewnie, że każda zabrana wtedy ryba, to jedna ryba mniej. Ale proszę wziąć pod uwagę, że takie wyniki były wówczas na każdej rzece w tym kraju. Widzę, że kolega jest z Torunia. Kto skasował Brdę i Wdę? Problem mimo wszystko jest złożony. W przypadku Gwdy i lipieni również jest to nie trafione. Lipienie w tym czasie na Gwdzie nie łowiło więcej niż 10 wędkarzy. Nawet gdyby zabierali komplet każdego dnia nie odbiłoby się to drastycznie na rzece. Lipienie zresztą są do dzisiaj. Potoki to inny temat. Na pewno nie byliśmy wtedy święci choćby przez to, że łowiliśmy ryby. Mam jednak nieodparte wrażenie, że obecnie pojawiło się w kraju wielu moralizatorów. Ci wiedzę na temat wędkarstwa i łososiowatych czerpią z rybnych rzek Skandynawii, GB, itd. Problem, że znam organizatorów takich wyjazdów. Oczywiście nie tylko Andrzeja. I jakoś głoszone pomsty pod adresem dawnych wędkarzy, mięsiarzy, kłusowników, PZW i kogo tam się chce jeszcze nijak się mają do tego, co owi wędkarze prezentują na wyjazdach. W łeb dostaje każda ryba którą można zgodnie z prawem wziąć. W imię głoszonych zasad no kill oczywiście. To nie jest osobista wycieczka pod adresem kolegi. Ale oskarżanie kogoś, że ileś tam lat temu źle robił jest tym samym, co za dwadzieścia lat, ktoś powie o koledze, że zabierał (o ile zabierał) trocie na Bornholmie czy dorsze gdzieś tam i przez to dzisiaj ich nie ma.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 18:06 #66703

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Zgodzę się natomiast, że dopływy czyli Dobrzycę i Piławę (a przede wszystkim Połączone) skasowali wędkarze. Owszem, były komplety, a mało tego sam brałem lipienie i pisałem o tym od początku. Rzeki te broniły się doskonale do czasu kiedy presja wędkarska była taka, jaka była. Pojawiło się jednak więcej muszkarzy i niestety... Ale zapraszam. Zapewniam, że jeszcze złowimy przyzwoitego lipienia.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 18:25 #66705

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Bardzo proszę!
Nie oskarżajmy, nie kalajmy się.Poznawaliśmy wędkarstwo wtedy i w tamtych warunkach.
Uczyliśmy się wszystkiego i z czasem zaczęliśmy wyciągać wnioski
W latach osiemdziesiątych na Pomorzu patrzono na nas jak na dziwolągi.....tu przyjeżdżacie po takie małe rybki , na takie małe rzeczki, przecież na Mazurach , czy w Wiśle w Warszawie są wielkie sumy, szczupaki ,leszcze.....
Potem kolejne setki, tysiące pokochało ryby łososiowate, sztuczną muchę , aktywne wędkarstwo.
Zrobiło się ciasno i mało.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 18:59 #66708

  • Piotras
  • Piotras Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 45
  • Podziękowań: 6
Panowie,
boje sie,ze tymi wspomnieniami wywolacie kolejna "burze".Niektorzy nie potrafia trafnie ich odczytac.A przeciez prawda jest taka,ze "dzien pstraga" zdarzal sie raz na kilka sezonow i 50-takow nie lowilo sie na zawolanie.
pozdrawiam milosnikow dorzecza Gwdy

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 19:47 #66715

  • trotka
  • trotka Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 148
  • Podziękowań: 12
Prawda, z postów może wynikać że braliśmy codziennie po kilka kilo mięsa, ale prawda jest taka że najlepiej pamięta się właśnie te dni kiedy się dobrze połowiło, albo opisane wcześniej " Tadziowe dni" . Rzeczywistość to przebyte kilometry w ogromnych ilościach, wiele osobo-dni spędzonych nad wodą i zdecydowanie częściej podziwianie sukcesów innych łowców niż "puszenie" się swoimi.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 23:19 #66729

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Piotras napisał:
Panowie,
boje sie,ze tymi wspomnieniami wywolacie kolejna "burze".Niektorzy nie potrafia trafnie ich odczytac.A przeciez prawda jest taka,ze "dzien pstraga" zdarzal sie raz na kilka sezonow i 50-takow nie lowilo sie na zawolanie.
pozdrawiam milosnikow dorzecza Gwdy

Cieszę się, że to napisałeś. Fakt, najwyraźniej nie wszyscy potrafią trafnie to odczytać. Chyba po prostu zakończę ten wątek. Dlaczego go zacząłem chyba wyjaśniłem na początku zachęcając wszystkich do uczestniczenia w nim. Do tego aby spisywali swoje przygody, aby opisywali ryby te złowione i te które spadły. Aby pisali o metodach, o tym jak dochodzili do wyników na danej rzece. Aby pisali po prostu o tym co kochają. Pozostanie dzięki temu jakiś ślad. Wiem, że kilka osób wydrukowało sobie nawet ten wątek.
Życie człowieka jest jak rzeka. Zaczyna się u źródeł. Potem młodość burzliwa, pełna zawirowań, bystrzyn. Szybko jednak mija przechodząc w równy bieg. Potem coraz bardziej spowalnia, aż w końcu niknie jak rzeka uchodząca do morza lub większej rzeki. I przychodzi taki moment, kiedy chce się ruszyć z powrotem pod prąd, do tego okresu burzliwego, pełnego nieoczekiwanych zdarzeń, beztroskiego i pięknego. Po to są właśnie te wspomnienia.
Przez moje życie płynie rzeka. To rzeki dorzecza Gwdy zmieniły moje życie, to im się podporządkowałem. To dla nich przeniosłem się z dużego miasta. To świadomość, że płyną pół godziny piechotą od mojego domu pozwala mi żyć. (Chociaż kiedyś Płytnica płynęła przez mój ogródek) W te rzeki wrzuciłem nie tylko setki nimf, woblerów czy błystek, ale przede wszystkim cząstkę siebie. To w nie razem z Andrzejem Pukackim taszczyliśmy worki i wrzucaliśmy pierwsze głowacice. To do nich wrzucaliśmy pstrągi i lipienie. To ileś wrzuconych do wody drzew, które dawały kryjówki dla ryb. I raptem dowiaduję się, że to ja zabiłem te rzeki? Kolega "maciasd" łatwo generalizuje i bardzo łatwo wydaje osąd. Mimo iż nie zna realiów. Nie ma po prostu zielonego pojęcia jak wtedy było.
Pojawiła się w kraju grupka, którą stać na zagraniczne wyjazdy. Starają się uchodzić za wędkarskich guru serwując po różnego rodzaju forach fotki i informacje o okazałych trociach, łososiach czy pstrągach. Jak twierdzą jadą aby się nałowić, bo w Polsce to jest syf. Prawią moralizatorskie teksty powołując się oczywiście na europejskie standardy.
A ja szczerze powiedziawszy mam to w d... Wolę sto razy młodego chłopaka, który na jakieś rzeczce łowi swojego pierwszego czterdziestaka. On nie stoi ale unosi się ze szczęścia nad brzegiem. Jego roziskrzone ze szczęścia oczy, czasem odtańczony taniec zwycięstwa. I możecie na mnie powiesić psy, ale nie mam mu nawet za złe, że weźmie tego pstrąga. Żeby pochwalić się kolegom, żeby pokazać dziewczynie, rodzicom i każdemu kto chce go oglądać albo i nie. Bo to jest najwspanialsze przeżycie. Wiem, bo też tak miałem... I pieprzenie, że nie stosowało się wtedy no kill czy C&R sprawia, że co do osoby to piszącej zaczynam mieś podejrzenia, że jej IQ niewiele przekracza IQ pelargonii. Nie stosowało się tego, bo nikt o tym wówczas nawet nie myślał. Nikt nie przypuszczał, że za parę lat padnie komuna. Nikt nie przypuszczał, że w sklepie będzie można kupić bez problemu wędkę. Nikt nie przewidział, że samochód będzie miał prawie każdy. Nikt nie przewidział, że nad rzekami w ciągu kilku lat pojawią się tłumy. Fakt, że zabierane ryby były promilem z tego co się łowiło. Ale nie robiło się tego w imię zasad no kill. To wymuszała praktyka. Wychodząc rano, wracając wieczorem przy dwudziestu stopniach ciepła nie byłoby szans na doniesienie pstrąga czy lipienia w stanie nadającym się do spożycia. A takimi bezmózgami, żeby dopuścić do tego aby ryba się zaśmiardła nie byliśmy. Nie brało się ryb, bo ile można ich zjeść? Zwłaszcza jak się ich praktycznie nie jada.
Oczywiście, że nie łowiło się też okazów codziennie. Na pewno mniej niż obecnie. Tyle, że ówczesne ryby podzielone były na kilkudziesięciu wędkarzy. Obecne na kilka tysięcy. I mówię tu tylko o dorzeczu Gwdy.
Za tę wiadomość podziękował(a): Łowca jeleni, COLINS, wizio

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 23:35 #66730

  • trotka
  • trotka Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 148
  • Podziękowań: 12
Rafał, nie kończ tego wątku bo z tego może się urodzić bardzo fajny zbór opowiadań. Pomyśl o tym, jesteś fachowcem od pisania.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 23:46 #66731

  • trotka
  • trotka Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 148
  • Podziękowań: 12
Powinieneś to pamiętać. Rok 1986. Planowany wyjazd do Płytnicy. Od rana mnie trzęsie, i to wcale gorączka na ryby, a klasyczne 39 stopni pod pachą. O odwołaniu wyjazdu nie ma mowy, jedyny problem to ukryć chorobę przed "starymi". Ledwo dowlokłem się do pociągu, podróż koszmar. Rano, o świcie dojeżdżamy na stację, odbiera nas, i tutaj dobrze nie pamiętam albo Krawiec albo Michał R. Od razu jedziemy na Połączone. Jestem na wpółprzytomy, ale zakładam japońskie spodniobuty (im samym można poświęcić osobny rozdział), dwadzieścia minut łowienia, wyjmuje lipka ok. 40. Trzęsie mnie w wodzie tak że aż fala idzie wokół mnie. Wracam do auta i tam śpię do końca waszego łowienia. Wieczorem zjadam opakowanie rutinoskorbinu, drugie apiryny i umieram przez całą noc.
Rano wstaję słaby jak noworodek, ale bez gorączki i czuję się dobrze. Przed nami kolejne dwa dni na wodzie. To miało moc uzdrawiającą. W domu pewnie bym się rozłożył całkowicie.
Ostatnio zmieniany: 2011/04/14 23:46 przez trotka.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:07 #66733

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
Rutinoscorbin - bo byłeś niewyraźny :laugh:

Co do woźnicy podwody, chyba raczej Krawiec. Ja na dobre zmotoryzowałem się od końca 1987.

Pzdr,
Fatso
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.154 seconds