Kłusownictwo w naszym kraju jest tak głęboko zakorzenione, że nic lub prawie nic nie da działanie straży rybackich - tych zawodowych i społecznych i innych służb. Problem dotyczy mentalności naszego narodu i ogolno-społecznego przyzwolenia na to zjawisko... O ile sytuacja w bardziej zurbanizowanych i rozwiniętych rejonach kraju jest powiedzmy do opanowania to kłusownictwo w takich rejonach jak np. Mazury, Warmia, Suwalszczyzna jest praktycznie nie do upilnowania, a uwierzcie mi są tu naprawdę przepiękne rzeki górskie i górskie odcinki rzek. Kłusownictwo stanowi wręcz źródło utrzymania wielu rodzin a społeczeństwo jest tak ubogie, że każda zaoszczędzona złotówka to juz coś... Mam na myśli wioski, wioseczki, byłe PGR-y w tych rejonach naszego pięknego kraju. Chyba nie myślicie, że jeśli ktos tu ma ochotę zjeśc rybkę to idzie do sklepu i kupuje pstrąga...
Rozwiązania należy szukac w świadomości i mentalności naszego wspaniałego narodu, który osobiście uważam za ..... nie wiem jakiego słowa użyc, nie obrażając nikogo tempy.
Panowie zjawisko kłusownictwa ma tak głębokie korzenie, że nie pozbędziemy się go nigdy, dopóki nasz naród nie zrozumie, że jesteśmy częścią środowiska, musimy dbac o nie i go pilnowac. Powinniśmy w tym przekonaniu edukowac nasze dzieci. To one muszą w szkołach, na lekcjach biologii, środowiska itp. byc uczone co to jest kłusownictwo, zanieczyszczanie wód, jakie może miec konsekwencje, jak z tym walczyc...itp. W tej płaszczyźnie powinien zacząc dzialac ZG PZW.
Jak dla mnie PZW powinien zmienic nazwę na PZR (Polski Związek Rybacki). Mieszkam na granicy Warmii i Mazur i wyobraźcie sobie, że w promieniu 20 km od domu mam ok 20 jezior. Po wniesieniu opłaty rocznej do Związku mogę łowic na 2. Na pozostałych łapę trzymają RYBACY, którym też trzeba dac...!!!!! O co tu chodzi?
To jest problem naszych wód. Kłusownictwo w porównaniu do polityki prowadzonej przez Związek to drugorzędny problem... Polityka jest prosta: brac ile się da, robic kasę, uwagę skupic na kłusownikach i myc ręce prowadzonymi zarybieniami...
Prowadzenie zarybień to kolejny temat. Większośc z nas uważa,że przynosi same korzysci ale niestety tak nie jest. Wszystko wygląda dobrze tylko na papierze. Przeciętny Kowalski widzi na papierze 40000 szt narybku pstrąga wpuszczonego do rzeki x. Przecież to tylko tyle co składa ok 10 samic. Przeżyje z tego dosłownie kilka sztuk, które zostana prawdopodobnie pożarte przez drapieżniki. Kolejna sprawa to materiał genetyczny, choroby przenoszone przez ryby z chodowli, pora zarybień i wiele innych... Zastanówmy się czy jest w naszym kraju choc jedna rzeka, w której żyje nienaruszona genetycznie, stara, silna populacja pstrąga?
Myślę, że nie będę już się więcej nakręcał bo mógłbym tak bez końca... ;)Jeśli ktoś z "prawdziwych"działaczy PZW poczuł się obrażony to z tego miejsca przepraszam.
Dla mnie sprawa wygląda tak: kłusownicy byli, są i będą zawsze i wszędzie, nie tylko w naszym kraju. PZW dalej robi swoje a my prowadzimy nasze ogólnowędkarskie narzekanie.... Sytuacja pozostaje ta sama od lat.