Pewnego dnia, będąc na rybkach, nagle zaczęły walić komary, ale kosmicznie. Żadne specyfiki nie dawały efektu, a mam ze sobą zawsze 2 różne spraye. Siadały wszędzie, nie mogłem ich odgonić. A wtedy walnięcie i siedzi, rzucam dalej z 10 minut, siedzi druga. Parę minut później przestały dziabać. Potem przy spotkaniu przy parkingu dowiedziałem się, że w tym momencie padło dalej parę trotek bodajże 6, w tym samym mniej więcej czasie. Nie wiem co to było, ale to był ten moment, w którym każdy trociarz się napewno ucieszył.