Dzisiaj, po niespełna 4-miesięcznej przerwie spowodowanej totalnym bezrybiem, odwiedziłem Parsętę.
W ręku, zamiast trociówki, delikatny kijek, żyłka 0,14, do tego malutkie woblerki, gumowe paproszki, mikro-jigi i obrotóweczki 00-01. Przecież jakieś okonki, klenie czy szczupaczki muszą się skusić...
Szybko jednak zweryfikowałem moje zdanie i po 3 godzinach bezowocnego machania w okolicy Bard i Ząbrowa doszedłem do wniosku, że owszem, nad Parsętę można się wybrać, ale tylko z aparatem fotograficznym. Złowiłem jednego smolta, pochodzącego z rządowego programu restytucji pleśniawki, jakaś uklejka odprowadziła jiga i to wszystko. Rzeka jest pusta jak studnia.
Woda wyjątkowo niska, brudna, niesie sporo syfu.
To tyle optymistycznych informacji z nad Parsęty