Dobry wieczór
Oksywie przywitało mnie dziś wiatrem, pomarszczoną taflą wody i wiosennym aromatem obornika z pobliskich pól. A że wiosenny, to i kompletnie nie był przykry. Ptactwo świergotało w gałęziach, widziałem też myszołowa, który runął w dół jak kamień ku upatrzonej zdobyczy.
Nad morzem zima gdzieniegdzie kurczowo się trzyma, ale to chyba takie ostatnie podrygi...
Zrobiłem sobie spacer trasą "kaszubskiego ekspresu" i znalazłem norkę skalnego kreta. A myślałem że tam łazi tylko chupacabra...
Złowiłem coś, co było galaretowate jak chełbia, tyle że miało brzegi pofałdowane jak jaki patison. Zdjęcia nie wstawię, bo straszliwie niewyraźne. Spotkałem trzech wędkarzy. Jeden odszedł z niczym, a dwaj pozostali? Nie wiem. Przepływała też łódka z czerwono połyskującymi planerami.
A tak w ogóle byłbym wdzięczny, gdyby ktoś napisał o rybach złowionych w ostatnim czasie na plażach Trójmiasta i okolic.
Około 16:30 myślę sobie - dobra, jeszcze pięć rzutów i spadam.
Po jakichś piętnastu machnięciach (Znacie to, prawda?) wdrapując się pod górę już tęskniłem za kolejnym z morzem spotkaniem.
Pokazując język trociom uśmiechnąłem się. Do siebie trochę kpiąco, do nich nieco mniej...
A w drodze powrotnej dwa głosy darły się jak opętane: jeden z głośników, drugi gdzieś we mnie.
"Dream on, dream until your dream come true"...