Przynęty na pstrąga

Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Grzechy wędkarskich stowarzyszeń

Grzechy wędkarskich stowarzyszeń 2009/10/18 03:24 #20571

  • dmychu
  • dmychu Avatar
Grzechy wędkarskich stowarzyszeń

Niniejsza krytyka stowarzyszeń wędkarskich ma na celu wywołanie konstruktywnych refleksji w naszym środowisku. Stawiam tezę, że obecne stowarzyszenia nie podskoczą zbyt wysoko do czasu wyzbycia się poniższych grzechów.
Grzech nr 1: Napompowana elitarność.
Wiele wędkarskich stowarzyszeń ma charakter pseudoelitarny, celem podniesienia poczucia swojej wartości wobec otaczającego nas świata. Do najczęstszych zachowań wędkarskich „elit”, należy permanentne odczuwanie i okazywanie pogardy wobec wędkarzy, którzy posługują się metodami o „niższej randze społecznej”. Stowarzyszenia o profilu muszkarskim patrzą z góry na wszystkich, te o charakterze muchowo – spinningowym wywyższają się nad gruntowców i spławikowców, zaś elity spławikowe gardzą tymi, co łowią na dwa teleskopy z placu targowego – gdyż sami łowią na profesjonalne tyczki. Do najciekawszych dziwactw należą sytuacje, kiedy niewidzialna ręka „elitarności” powoduje, że do stowarzyszenia mającego w statucie ochronę całej zlewni określonej rzeki, wstępują zwykle osoby należące „dziwnym trafem” do klubu łowiących „właściwie”. Przecież gdyby gruntowcy i spławikowcy łowiący białoryb dołączyli do grona miłośników tej samej rzeki z górnego, muchowego odcinka – to w sumie siła takiego stowarzyszenia by wzrosła. Co więcej – duch prawdziwej elitarności i wędkarstwa przez duże „W” przenikałby do wszystkich środowisk, niezależnie czy mielibyśmy do czynienia z muszkarzem nokillowcem, czy grunciarzem łowiącym brzany na rosówki. Dzika i rybna rzeka leży przecież w interesie obu kolegów.
Grzech nr 2: Egoizm terytorialny.
Do najbardziej prymitywnych objawów egoizmu obecnego w stowarzyszeniach wędkarskich należy egoizm terytorialny dotyczący łowisk. Wędkarze łowiący róznymi metodami zamiast ze sobą rozmawiać, rywalizują o teren poprzez dopuszczone metody łowienia. Istnieje bowiem wiele pięknych rzek, zaklasyfikowanych do wód górskich, gdzie poza pstrągiem i lipieniem, występuje cała masa białorybu, a dodatkowo tak piękne i atrakcyjne wędkarsko ryby jak węgorz i miętus. Mniejsza o to, że zamknięte na spławikowców i gruntowców stowarzyszenia złożone z muszkarsko – spinningowych snobów mogłyby mieć w swoich szeregach więcej oficjalnych przyjaciół danego dorzecza. Mniejsza o to, że istnieją przynęty na węgorza i mietusa, na które nie weźmie żadna ryba łososiowata. Mniejsza o to, że istnieje bardzo dużo przynęt roślinnych na białoryb, na które ryby z płetwą tłuszczową się raczej nie skuszą. Nie ważne, że złowienie w pięknej pomorskiej rzece miętusa, węgorza czy certy w scenerii o wiele bardziej pociągającej niż krajobraz nadodrzański – byłoby dla wędkarza wielką radością. Nie ważne, że stowarzyszenia mogłyby zrzeszać porządnych wędkarzy o różnych preferencjach łowieckich. Nie – ważne jest to, by swoją wizją świata bez zastanowienia pokryć jak największy obszar naszych wód. Gdy później potrzebujemy dużej ilości podpisów i poparcia społecznego wobec niszczenia rzek, stwierdzamy, że rzesza wędkarzy którym bez konsultacji i uzgodnień odebraliśmy łowiska i na których patrzymy z góry... jest od nas oddzielona murem naszych głupich uprzedzeń oraz stereotypów i zwykle nie możemy liczyć na ich poparcie. A nawet nie chcemy liczyć na ich poparcie, nawet czasem tego nie rozważamy – bo jak rozważać zdobycie poparcia od kogoś, kim się przez 365 dni wędkarskiego sezonu gardziło? Nie mówiąc już o tym, że pozbywając się egoizmu terytorialnego stowarzyszenia wędkarskie miałyby charakter zróżnicowany, gromadziłyby ludzi lubiących różne metody wędkarskie – wtedy też bylibyśmy na bierząco z sytuacją dotyczacą populacji białorybu w tym nobilitującej wędkarza certy oraz biorących na padlinę miętusa i węgorza, jak również typowo spinningowych ryb jak szczupak czy okoń.
Grzech nr 3: Brak dyscypliny.
Wstępując do wędkarskiego stowarzyszenia ma się wrażenie, że wchodzi się do karczmy. Prawie żadnych zobowiazań, za to snoby mogą zaopatrzyć się w naszywkę koła, towarzystwa, klubu itd. Można brylować przed innymi swoją przynależnością z której nic nie wynika. Tak jak w kołach PZW, tak samo w towarzystwach pracuje garstka ludzi, zaś większość to tylko składkowicze. W PZW garstka ludzi pracuje nad zarybieniami i zawodami wędkarskimi, zaś w towarzystwach garstka ludzi chroni dorzecza przed zniszczeniem. Jedni zajmują się gospodarką i sportem, drudzy ochroną środowiska – ale garstka pracuje zarówno tu jak i tam. Reszta bryluje przynależnością i nie robi nic. Dlatego moim zdaniem każdy członek musi podjąć zobowiązanie do wykazania pewnej minimalnej aktywności, poniżej której jest już tylko banicja – w przypadku PZW opłaty jak dla niezrzeszonych, a w przypaku towarzystw zakaz obnoszenia się ze swoją przynależnością i zakaz stosowania zastrzeżonego logo towarzystwa – po prostu nie ma brylowania za darmo. Co więcej, wstępując w szeregi stowarzyszenia uczestnik musiałby być zobowiązany do podania swojego adresu e-mail, celem wysyłania ważnych wiadomości masowych do wszystkich członków w przypadku ogłoszeń tegoż stowarzyszenia. Obowiązkowy newsletter albo za drzwi. Jednym razem może to być mass-mail dotyczący akcji zbierania śmieci, zebrania, zawodów... ale może to być też nagła potrzeba złożenia dużej ilości podpisów w krótkim czasie. I tutaj też, w przypadku gdyby potrzebny podpis był wymagany w sprawie zgodnej ze statutem tegoż stowarzyszenia, nie złożenie podpisu oznaczałoby również banicję. Krótko mówiąc, nawet dla tych co nie mają czasu na wielkie zaangażowanie, dyscyplina wymuszałaby pewien zakres minimum wymagany obligatoryjnie.


To tyle uwag podstawowych na temat grzechów stowarzyszeń wędkarskich. Proszę kolegów aby to przemyśleć, ponieważ ścieżka bufonady prowadzi do nikąd. Od przeciągania liny lepsza jest wspólna narada. Do tego, aby zbudować silne stowarzyszenie należy otwartości i zdolności do kompromisów.

Polacy mają tendencję, by tworzyć na pięć światopoglądów pięć partii politycznych. Ale może lepszy jest dialog, by na zasadzie mądrego systemu kontrolowanego przez przeciwne strony dialogu, zbudować wędkarstwo oparte na rozsądnej koegzystencji różnych wędkarzy.

Na dziś dzień powiększa się rozłam między nielicznym gronem głośnych medialnie, poprawnych politycznie wędkarzy, którzy narzekają na „bydło” – a tymi którzy są paradoksalnie tą niechcianą i niepopularą większością, przygniatającą większością, którą w imię nie wiem czego odrzucamy.

Rzeki nasze to nie baseny na pstrągi i lipienie. Nasze rzeki to złożone ekosystemy, wymagające przywrócenia silnej populacji jętek, widelnic, chruścików, ochotek, kiełży, raków, głowacza, śliza, kozy, kiełbia, strzebli, piskorza, różanki, brzanki, brzany, klenia, jazia, płoci, jelca, miętusa, węgorza, troci, łososia, pstrąga, lipienia itd. Między innymi pstrąga i lipenia, ale nie tylko. A jeżeli tylko – to możemy dalej kontynuować to demokratyczne (czytaj ilościowe) oraz ekonomiczne samobójstwo. Wszystkiemu winny jest snobizm, poczucie wyższości, brak wyobraźni i chęci współpracy.

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie rozmowa z pewnym wędkarzem, który z łezką w oku wspomina dawne węgorze i miętusy... wędkarza, który jak coraz więcej wędkarzy ma wątpliwości po co płaci składki. Jak mi powiedział.... „po to żeby sobie jakieś czubki wpuszczali pstrągi w swoje smródki...?” Inny zaś wędkarz, który miał opłaconą licencję na wody górskie powiedział mi, łowiąc płocie na kukurydzę w pomorskiej rzeczce „Panie, po to pewnie wprowadzili te wody górskie, żebyśmy tu więcej płacili”. Dla mnie to jest chore.... facet sobie łowi od trzydziestu lat płocie na tym samym odcinku, od czasu zrobienia z tej wody formalnie odcinka górskiego, gość czuje się jak kłusownik, choć i tak płaci tyle co muszkarz, to zasady wyznaje już swoje prywatne i łowi wg swojej etyki, która moim zdaniem na głowę bije egoizm terytorialny muszkarskich i spinningowych snobów. Choć faceta nikt nie kontroluje, łowi tak, aby nie łowić ryb łososiowatych, tylko kukurydza i pszenica – po prostu fanatyk, uczciwy względem ryb łososiowatych, pogromca grubych płoci z pomorskiej rzeczki. Swoją drogą jego łowisko rzecznych płoci znajduje się pomiędzy dwoma matecznikami pstrąga potokowego, położonymi kilka kilometrów powyżej i poniżej, zaś tam gdzie on łowi, pstrągów nigdy dużo nie było – kto i na jakiej podstawie ustanowił ten odcinek dla spinningu i muchy, nie wiadomo. Moralnie lepszy od obłudników, którzy na Fors wklejali zdjęcia martwych pstrągali na muchę pisząc, że je wypuścili. Facet o dużej etyce, ale w świetle prawa – to tylko kłusownik. Wspomina dawne czasy sprzed zapory, gdy łowił duże miętusy... ach.... taki sam sprzymierzeniec w walce przeciw MEW jak i ja. Odrzucony przez kolekconerów Sage i Loomisa, odrzucony przez pajaców poprzebieranych w śpiochy, nie rozumiejących, że tracąc takich przyjaciół rzek jak ten facet, tracą wszystko.

Nad tym postem myślałem już od dłuższego czasu. Jest on owocem braku wewenętrznej zgody na to co dzieje się z polskim wędkarstwem w sensie społecznym. Proszę to sobie z każdej strony przemyśleć, zanim nastąpi oczywtsia krytyka w jedną milisekundę po ukazaniu się tego na Fors i Flyfishing.

Na koniec powiem tylko, że nie potrafię należeć do żadnego za znanych mi stowarzyszeń wędkarskich w Polsce. Gdy tylko słyszę pogardę w stosunku do innych wędkarzy, zbiera mi się na wymioty. To jest przepraszam bardzo nie mniej prymitywne jak gadanie, że ci z drugiego osiedla powinni dostać po ryju. Nie lubię blokersów ani w dresach z trzema paskami, ani z muchówkami w ręku. A my jako my, nie rozwiniemy się nigdy bez refleksji. Proszę więc o refleksję nad sobą oraz nad naszym sekciarskim i snobistycznym środowiskiem.

Wiem, że swoim słowem ranię ludzi. Ale ludzie powinni zrozumieć, że ich podejście też może ranić innych. Czasami trzeba przeczytać coś niemiłego, by się obudzić i przestać być niemiłym. Nawet nie wiecie jak czują się niektórzy wędkarze z tym naszym gówno wartym wywyższaniem się.

Nie skupiajcie się na tym, czy aby czasem kogoś nie uraziłem. Zastanówcie się raczej, czy nie przejawiacie w sobie wyżej opisanych przywar. Bo jeżeli tak jest, to sami wzbudzacie urazę... u większości wędkarzy... milczącej, płacącej i oddalającej się od nas coraz bardziej.

Są koledzy którzy chcą łowić miętusy, są koledzy którzy chcą łowić świńki i certy... i to są nasi Koledzy, a nie spławikowo – gruntowe bydło.

Obyśmy w przyszłości nie pozostali ze swoim podejściem sami, z muchówką w ręku oraz bezrybną wodą i gołą dupą.

Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek Dmyszewicz

Odp:Grzechy wędkarskich stowarzyszeń 2009/10/18 14:52 #20580

Witam,

Krzysztofie szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi.

Czy chcesz otworzyć górskie rzeki dla łowiących na przynęty naturalne by było ewentualnie więcej osób mogących podpisać petycję? Jak wyobrażasz sobie kwestię zarybień na takiej wodzie, zarybiać płocią?

W odniesieniu do Twojego postu:

Ad.1
Myślę, że generalizujesz, snobizm czy postawy, o którym mówisz nie wynikają z uprawiania określonej metody, a z charakteru człowieka.

Nie wiem, na jakiej podstawie wyciągnąłeś takie wnioski (pogardzanie innymi), szczerze mówiąc właśnie wśród muszkarzy spotkałem najwięcej życzliwych osób, które bez problemu pomagały mi w pierwszych krokach, dzieliły się swoją wiedzą. Ja sam staram się sie teraz pomagać innym.

Z tego, co widzę również łowisz na muszkę, więc chcesz powiedzieć ze nagle Ci odwaliło i zacząłeś patrzeć na łowiących innymi metodami z góry? Nie sadzę.

To, że ludzie tworzą towarzystwa wędkarskie skupiające osoby myślące podobnie i mające podobne cele jest normalne, co za sens ma skupianie grup mających inne interesy (patrz kwestie zarybień).


Ad.2
Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie na łowisku pstrągowym wędkarza łowiącego na naturalne przynęty, pomimo tego, że na łowisku występują inne ryby. Nie chodzi o skuteczność, bo szczerze mówiąc jestem przekonany, że sprawny spinningista czy muszkarz jest w stanie złowić więcej ryb niż robaczkarz. Jest mnóstwo wód gdzie można poławiać białoryb, celem towarzystw, o których mówisz jest stworzenie dobrych łowisk ryb łososiowatych.

Moim zdaniem realną szansą dla rzek jest właśnie działanie takich towarzystw, sam widzę dysproporcje w jakości łowienia na łowiskach gdzie oprócz pzw o wodę dba jeszcze grupa pasjonatów, tam po prostu są ryby.

Ad.3
Składkowicze też są ważni, bo nie wszystko da się kupić tylko pracą społeczną, ryby kosztują.

Reasumując, szczerze mówiąc ja dostrzegam jedynie plusy działania towarzystw tj. mam możliwość połowienia w wodzie gdzie są ryby i gdzie widać ciągłą poprawę.

Argumenty o elitarności czytałem jeszcze w WW w latach osiemdziesiątych i już wtedy muszkarze przekonywali, że tak nie jest. Nie siejmy jakichś uprzedzeń, muszkarstwo czy spinning, nie są wcale elitarne ani droższe od innych metod łowienia, nie ma sensu wrzucać argumentów sage’e, loomisy bo w każdej metodzie dobry sprzęt kosztuje podobnie.

Moim zdaniem właśnie takie skupianie się zapaleńców, będzie szansą dla łowisk nie tylko ryb łososiowatych, a pewnie za 10-20 lat wiele rzek będzie w prywatnych rękach, a PZW jak istniało tak istnieć będzie i nadal ludzie będą narzekać, że jest cienko i ryb nie ma i dalej będą osoby narzekające na towarzystwa, że tam coś źle robią, a ryby są.

Proponuję Krzysztofie założyć własne Towarzystwo i objąć patronatem jakiś odcinek rzeki górskiej otworzyć go dla wszystkich metod połowu i tylko czekać na szybka poprawę jego rybostanu, w końcu pewnie będzie więcej aktywnych członków, czego Tobie i rzece, którą się zajmiesz życzę.

Pozdrawiam
Adrian Tałocha
Liczy się wytrwałość, ćwiczy się doskonałość

Melexy i gry miejskie Kraków
Eventy Kraków

Odp:Grzechy wędkarskich stowarzyszeń 2009/10/18 15:16 #20581

  • dmychu
  • dmychu Avatar
Adrian Tałocha napisał:
Czy chcesz otworzyć górskie rzeki dla łowiących na przynęty naturalne by było ewentualnie więcej osób mogących podpisać petycję? Jak wyobrażasz sobie kwestię zarybień na takiej wodzie, zarybiać płocią?

Nie. Przeczytaj dokładnie to co napisałem:
Mniejsza o to, że istnieją przynęty na węgorza i mietusa, na które nie weźmie żadna ryba łososiowata. Mniejsza o to, że istnieje bardzo dużo przynęt roślinnych na białoryb, na które ryby z płetwą tłuszczową się raczej nie skuszą. Nie ważne, że złowienie w pięknej pomorskiej rzece miętusa, węgorza czy certy w scenerii o wiele bardziej pociągającej niż krajobraz nadodrzański – byłoby dla wędkarza wielką radością. Nie ważne, że stowarzyszenia mogłyby zrzeszać porządnych wędkarzy o różnych preferencjach łowieckich. Nie – ważne jest to, by swoją wizją świata bez zastanowienia pokryć jak największy obszar naszych wód.

Czy ja tam Adrianie napisałem o otwarciu rzek górskich dla łowiących na przynęty naturalne? Napisałem tylko o przynętach na węgorza i miętusa których ryba łososiowata nie tknie. Nie mówię to o dendrobenie i żywcu. Nie uważam aby było problemem zrobienie katalogu przynęt zwierzęcych na które ryby łososiowate nie biorą.

Poza tym są odcinki naprawdę zasobne w płoć, której nikt nie zarybia a jest jej dużo. Chodzi mi o to by zalegalizować miejscowych, którzy płerwy tłuszczowej na oczy nie widzieli.


I raczej nie założę własnego towarzystwa. Ja mogę tylko zasugerować istniejącym stowarzyszeniom odcinki rzek, gdzie łowienie w określonych miesiącach na określone przynęty nie spowodowałoby oddziaływania na populację ryb szlachetnych. A skoro takie bezkonfliktowe możliwości istnieją, to dlaczego z nich nie skorzystać.

Ile jest w głupi sposób zablokowanych wspaniałych i uroczych łowisk miętusowych w granicach tzw. wód górskich? Gdzie obecnie mógłby nakręcić swój film o łowieniu miętusów w takiej rzeczce Antoni Remiesz, którego widziałem w TV gdy byłem małym chłopakiem?

Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek

Odp:Grzechy wędkarskich stowarzyszeń 2009/10/18 21:57 #20597

  • dmychu
  • dmychu Avatar
Szanowni Koledzy,
Na Flyfishing rozmowa jest o wiele bardziej ożywiona. Chciałbym jednak również w annałach Forsa zarchiwizować pewien przykład z Popradu, który podał Loopik.

Loopik na Flyfishing napisał:
(...)kiedyś przeprowadzono "eksperyment"na Popradzie,gdzie ktos mądry wprowadził zakaz łowienia na przynęty naturalne,co w efekcie doprowadziło do sytuacji,w której kilkuset wędkarzy z Krynicy,Muszyny i okolic szybciutko pobiegło do sklepów wędkarskich,zaopatrzyło się w muchówki,co w konsekwencji zakończyło sie skutecznym wytrzebieniem tej rzeki z lipieni,w które Poprad obfitował. Pływały sobie spokojnie w nurtach tej cudownej rzeki.I co?To już wspomnienie.To tylko przykład,jaką szkodę mogą przynieść działania(nieprzemyślane)uszlachetnienia i "zelitaryzowania" spławikowców i grunciarzy.Więc powtarzam.Niech każdy robi swoje i nic na siłę.
Źródło:
http://www.flyfishing.pl/mainforum/msg.php?id=92205&offset=0

A to moja odpowiedź:
http://www.flyfishing.pl/mainforum/msg.php?id=92212&offset=0


I to by było właściwie na tyle. Warto więc dobrze przemyśleć za i przeciw stosowania określonych przynęt na określonym łowisku. Może się bowiem okazać, że celowe skupienie wędkarskiej presji na ryby inne niż szlachetne, wywoła mniejszą presję na pstrągi i lipienie. Szczególnie gdy się o miejscowych zadba rybami tak cennymi jak certa.

O integracji wędkarzy łowiących różnymi metodami nawet nie wspomnę, ponieważ wartość społeczna takiego zbliżenia jest nie do przecenienia w kraju skłóconych ludzi. Pomyślcie o tym Koledzy.

Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
Ostatnio zmieniany: 2009/10/18 22:22 przez dmychu.
Moderatorzy: Ediit, Tarkowski
Time to create page: 0.067 seconds