TEMAT: Rzeczy, sprzęty, których najczęściej zapominamy zabrać na ryby.

Zwłaszcza na dłuższy wyjazd.

U mnie podbierak... notorycznie o nim zapominam i krem z filtrem na słońce.

A u was?

Rzadko coś zapominam. W tym roku raz kołowrotek do spina, ale ujechałem tylko 10 km od domu. Za drugim razem już się ubrałem w śpiochy, a tu zonk.

Najczęściej zapominamy o rozumie i zdrowym rozsądku .

Worków na rybę.

Kilka razy wszystkich dokumentów. Ale jak wróciłem po nie do domu zawsze potem wyjmowałem komplet ryb. Zdarzyło się zostawić wszystkie dobre muchy i łowiłem na uszkodzone resztki. Wtedy także jak pamiętam wyjąłem na odrzuty ponad 10 steelheadów. Aparatu, miarki, czy szczypczyków tez zapominałem. Z tego wynika, że w moim przypadku zapominanie przekłada się na zwiększoną ilość łowionych ryb.

randap1972 napisał:
To akurat nie jest rzecz, ani sprzęt... ale masz rację.

Raz przenosząc się na inną miejscówkę, zapomniałem z trawy spakować wedki. Jak zobaczyłem na nowym miejscu, że brak wedki to mało na zawał nie padłem i czym prędzej gnalem modląc się, żeby nikt nie zabrał. Tamtego dnia mimo zero ryb wróciłem szczęśliwi jak nigdy:))

15 kilometrowa jazda rowerem a na miejscu okazuje się że brak pudełka z błyskami - na dnie chlebaka jakiś ogryzek z tępą kotwica i skręcony przypon . Co to był za dzień do dziś nie złowiłem tylu szczupaków .

W słoneczne dni okularów a w zimne czapki. Raz mi się zdarzyło ale to tak na marginesie bo z wracając z ryb zapomniałem zabrać żonę.

Gdy jadę sam, to pakuję do samochodu wszystko co potrzeba a nawet więcej dzień wcześniej . Problemy dzieją się jak podjeżdża po mnie jakiś kolega i jedziemy jego samochodem. Kiedyś jadąc na pstrągi zostawiłem wodery pod drzwiami domu, nad rzeką było świeżo po deszczu, więc adidasy przemokły mi już po kwadransie. |Raz jadąc z kolegą nad jezioro zapomniałem kluczy od łódki bo mam przypięte do kluczyków od samochodu.