TEMAT: Najwieksze potokowce na ziemiach polskich

dlatego kupie chyba sobie jakąś rzekę (strumyk)albo jezioro.ogrodzę i wystosuje zakaz zblizania się tego typu OSZOŁOMÓW;)poza mną ..oczywiście:)

Intensywne zarybienia to moim zdaniem najszybsza droga (zaraz po zmasowanym najeździe wysokobiałkowców) na zniszczenie wody. Prawdopodobnie przez takie intensywne zarybienia pstrągiem z krakowskich rzeczek zniknęły wszystkie ryby prócz potoków. W większości nie ma nawet kawałka kiełbia, o jelcach czy strzeblach nie wspominając. O zaburzonej strukturze wiekowej populacji pstrąga i tego konsekwencjach też szkoda już gadać...

Mam nadzieję, że dożyję dnia, w którym włodarze wód i sami wędkarze zrozumieją, że ryby to ZWIERZĘTA i nie dość, że potrafią, to nawet POWINNY rozmnażać się same. Zarybienia powinny mieć moim zdaniem tylko charakter interwencyjny, w uzasadnionych przypadkach, a gospodarowanie powinno ograniczać się do tworzenia rybom dogodnych warunków rozwoju. Pamiętajmy, że jeśli przyrodzie się zanadto nie przeszkadza, to ona doskonale radzi sobie sama.

równowaga musi być.....przy dużej presji wedkarskiej.....musi być duże zarybianie......natura sobie samanie poradzi....chyba ,że Rezerwat zrobisz BEZ PRAWA POŁOWU....ale to chyba cię nie interesuje.......

Nie jest to prawda. Ryby od zawsze miały naturalnych wrogów. Prócz innych ryb są to choćby niektóre gatunki ptaków, wydry czy choćby ludzie. Ryby są ewolucyjnie przystosowane do naturalnej presji ze strony drapieżników. Jak każdy organizm na ziemi. Problem w tym, że łowienie tyle, ile zezwalają aktualnie obowiązujące, wzięte z czapy limity (a nawet ponad to) by sobie rybkę zamrozić, dać cioci, siostrze, kuzynowi, psu, kotu etc. znacznie wykracza poza "normę". Zaręczam, że przy racjonalnych limitach połowu żadne zarybienia nie byłyby potrzebne. No ale, większość wędkarzy niestety nie potrafi nadal pojąć, że zasoby naturalne to nie jest bezdenny kubeł, z którego można czerpać ile wlezie. I dlatego nasze wody wyglądają tak jak wyglądają. I póki co poniektórzy będą czuli, że mają święte prawo targać ryb ile uniosą, to się to nie zmieni. Choćbyśmy ciężarówkami narybek do rzek wozili.

przeczytaj co napisałeś.............i przemyśl to sobie jeszcze raz, albo lepiej.........kilka razy....((

Nie zwierzę jest naturalnym drapieżca w dzisiejszych czasach dla potoków, tylko człowiek. Do tego dojrzałem już kilka lat temu podczas jętki. Doskonały łowca może w ciągu wylotu tego gatunku owadów przetrzebić cały odcinek rzeki. Dlatego podczas rójki wypuszczam ryby, aby móc jeszce coś łowić w przyszłości.

wiwaldi napisał:

Szkoda że tylko podczas rójki. Jednak dobre i to.

Radosław napisał: Ryby kropkowane zabieram bardzo rzadko może 5-6 ryb w sezonie, Nie że lubię walory smakowe tylko ze mój potomek czasami jest ze mną i wtedy coś weźmiemy, spoko są inne gatynki ryb które spożywamy.

Radosław nie wiem od jakiego czasu łowisz, bo na forum praktycznie jesteś od jakiegoś czasu. Patrząc oczywiście po postach bez urazy w stosunku do twoich doświadczeń. Ja jestem od wielu lat etycznym wędkarzem i tą ideologię wpajam mojemu synowi. Opracowałem wiele skutecznych przynęt na które łowie skutecznie, co prawda nie dzielę się tym na forach. Bo jakbym to opublikował bym to byłaby czystka na naszych wodach Ale w swoim osobistym gronie to oczywiście tak.

Pewnie, lepiej wrzucić tonę pstrąga do rzeki, potem wszystko wyłowić i zeżreć, wrzucić kolejną tonę i tak w kółko. Rzeka to nie akwarium, to ekosystem. Póki wszystko w nim nie zagra, to na dłuższą metę sobie nie połowimy, ile byśmy ryb do wody nie pakowali.

Niestety tak wygląda "gospodarowanie" na większości naszych wód, jak widać ku uciesze części wędkarzy. Sposób na "rybne" wody made in Polska. Tylko jakoś codziennie widzimy, że efekty są co najmniej mizerne...