Przedziwny to temat i przedziwna dyskusja. To mniej więcej tak jak z kobietami, jeden woli blondynki ale żonę ma brunetkę. Inny woli brunetki ale blondynki z łóżka nie wygoni. Trzeci zaś wychodzi z założenia "Sztaudyngerowskiego": Czy hrabina czy kucharka byle w kroku była szparka... W tej dyskusji wbrew pozorom wszyscy mają rację, i ci szukający podobieństw i ci, którzy widzą różnice. Rację ma Popper nie widząc specjalnych różnic. Bo czym różni się pstrągowanie na dużych rzekach, czy nawet wolnych łąkowych odcinkach rzek od trociowania na podobnej wodzie? To takie samo siermiężne mielenie wody w ciemno. Kaliber sprzętu? Pewnie tak, choć jeśli chodzi o przynęty, zwłaszcza woblery to już niekoniecznie
Tu rację ma Venom trafnie zauważając, że sprzęt trociowy i jego zapas mocy w zestawieniu do powszechnie łowionych kelcików po 50 cm z niewielkim plusem ma się tak, jak działko bezodrzutowe w polowaniu na zające. W drugą stronę wiele analogii można znaleźć w trociowaniu na górnych odcinkach rzek, z pstrągowaniem na niewielkich ciurkach. Inaczej mówiąc, można trociować jak na pstgach i łowić pstrągi jak na trociach.
Szczerze mówiąc dla mnie jadąc na ryby liczą się w kolejności: rzeka (jej odcinek), metoda, towarzystwo i na samym końcu ryby. Owszem jadę chętnie w nieznane. Ale z całym szacunkiem nad Regę siłą mnie nikt nie wyciągnie. Byłem tam raz, łowiłem poniżej jakiejś białej pompy czy przepompowni, znający pewnie będą wiedzieli o czym piszę. Woda równa jak kanał, faszyna, jakiś wał koło rzeki, rachityczne krzaczki. Do tego fachowcy dokładający do wszystkiego co wrzucane do wody z pół kilo ołowiu. Wpadało to do wody jak granat, zatopienie i prowadzenie wzdłuż burty. Dla mnie było to łowienie totalnie depresyjne. Byłem też na takich pstrągach. Tu znów parę osób domyśli się o czym piszę. Znana rzeczka z jej łąkowym odcinkiem kryjącym ogromne potoki. I jak wyglądają łowy fachowców, którzy dość chętnie chwalili się genialnymi rybami z tej rzeki? W parach wybierali sobie kilometrowy odcinek. Jeden wirówka, drugi wobler i czesanie dzień, drugi, tydzień... miesiąc. Jak się nic nie pokazało zmiana odcinka, a jak się pokazało do skutku... Na takie łowienie może mnie wygnać tylko i wyłącznie dobre towarzystwo, które... mniej czasu spędzi na smętnym oraniu wody, a więcej na "przyjemnym" gawędzeniu przy ognisku. Jadąc samemu z myślą o łowieniu wybieram zawsze odcinek rzeki, który sprawi, że łowienie sprawi mi przyjemność. Parsęta to dla mnie głównie Rościno do "trzech mostów". Słupia jest do zaakceptowania na zdecydowanie większych odcinkach z wyjątkiem miejskiego, choć oczywiście tam również łowiłem.
Ma rację Tadek pisząc, że pstrągowanie pozwala na większą intymność. Choć w pewnych okresach i nad rzekami trociowymi są pustki, a na pstrągowych (vide jętka majowa) pojawiają się tabuny jak na rozpoczęciu sezonu trociowego. Nie zmienia to jednak faktu zasadniczego, lubię łowić pstrągi, lipienie, trocie... lubię po prostu łowić ryby